sobota, 28 lutego 2015

Banalnie proste ciasto bardzo czekoladowe

Przypomniałam sobie wczoraj jedno z ciast, które kiedyś robiłam bardzo często, a które jest banalnie łatwe i dość szybkie, a więc idealne do zrobienia jak się ma małego brzdąca pałętającego się pod nogami.
Nad kąpielą wodną rozpuszczamy 250g gorzkiej czekolady oraz 180g masła. Odstawiamy do przestygnięcia. Najlepiej rozpuszczać czekoladę bardzo powoli, bo unikamy wtedy rozdzielenia tłuszczu czy utworzenia się grudek.
Cztery jajka ucieramy mikserem na najwyższych obrotach z 200 gramami brązowego cukru. Jajka najlepiej się ucierają jak są w temperaturze pokojowej, dlatego dobrze jest je wyjąć z lodówki na godzinę, może dwie przed przystąpieniem do dzieła. Ciągle mieszając mikserem, tyle że już na wolniejszych obrotach, dolewamy do jajek rozpuszczoną czekoladę. Następnie zmniejszamy obroty do minimum i stopniowo dodajemy 150g mąki, pół łyżeczki proszku do pieczenia oraz 250g dość grubo posiekanej mlecznej czekolady (ja kroję w taki sposób że każda kostka jest przekrojona na mniej więcej 4 kawałki). Przekładamy masę na blaszkę i pieczemy pół godziny w 180 stopniach.
Jest to odrobinę poprawiony jeden z przepisów ze Złotej księgi czekolady.

piątek, 27 lutego 2015

Czeska język - dziwna język

Jeślibym w Polsce powiedziała komuś, że jadłam czerstwy chleb z burakowym masłem i to wszystko jeszcze zagryzałam suchymi płodami to pewnie zapytano by mnie z którego domu wariatów uciekłam. Natomiast w Czechach jest to najzupełniej normalne! A no właśnie, po czesku czerstwy to świeży, buraki to fistaszki, a suche plody to bakalie. Ot jak się można nieźle zdziwić słuchając naszych południowych sąsiadów:)

Czerstwy chleb

Przypomniał mi się ostatnio stary dobry sposób na zużycie czerstwego chleba i wczoraj miałam okazję go wypróbować.
Wystarczy pokroić czerstwy chleb na niezbyt cienkie kromki, które następnie zanurzamy w rozbełtanym jajku i kładziemy na patelnię z rozgrzanym olejem. Na kromkach tworzy się dzięki temu coś w rodzaju ciasta (o dziwo nie jajecznicy), a sam chlebek nabiera nowej świeżości i nie jest taki gumiaty jak stary chleb być potrafi. Ja swoje kromeczki doprawiłam jeszcze wegetą, a podczas smażenia drugiej strony posypałam z wierzchu potartym żółtym serem i były po prostu pyszne.
Taki prosty trik na "odratowanie" czerstwego chleba:)

czwartek, 26 lutego 2015

Om Nom

A oto i bohater gry Cut the rope w szydełkowym wydaniu. Zrobiony bawełnianym kordonkiem snehurka i szydełkiem numer 1,5.

Robiony według tego schematu, z drobnymi kosmetycznymi zmianami:)

środa, 25 lutego 2015

Serdecznie

Wiem że walentynki już były, ale jakoś przez ten remont nie dodałam posta z szydełkowym serduchem. Już naprawiam to niedopatrzenie:)
Nitki to bawełniany kordonek snehurka, szydełko numer 1. Robione na podstawie tego tutorialu.


wtorek, 24 lutego 2015

Od remontu łazienki do budowy stadionu narodowego

Podobno najgorszym wrogiem taniego remontu jest sam inwestor. No cóż, jeszcze tydzień temu to stwierdzenie nie wydawało mi się prawdziwe... Bo przecież skoro masz jakiś konkretny budżet przeznaczony na remont, no to chyba nic prostszego niż się w nim zmieścić, szczególnie jeśli był założony na podstawie dość realnych obliczeń i to jeszcze z nadwyżkami. Ale jak się i tak już rozkopało całą łazienkę i przedpokój no to już wypada pewne rzeczy zrobić porządnie, żeby wystarczyły na lata i żeby znowu za dwa lata nie trzeba było czegoś rozgrzebywać. I tym sposobem mamy wymienione wszystkie piony w łazience, prysznic przerobiony na bezbrodzikowy, a jedną ścianę łatwiej było zburzyć i zbudować na nowo niż prostować... I tak marzenia o zmieszczeniu się w zaplanowanym budżecie poszły się paść. Ale za to łazienka będzie zrobiona na cacy:).

sobota, 14 lutego 2015

Sarma, zapieczony ser i brioszki

Zostaliśmy dziś zaproszeni do naszych macedońskich znajomych na obiad. Muszę przyznać, że bardzo lubię te kulinarne przygody z naszymi znajomymi z przeróżnych krajów. Tym razem zaczęliśmy od humusu i zapieczonego sera. Humus wywodzi się z krajów arabskich, ale jest dość popularny zarówno na bałkanach, jak i w Turcji. Jest to pasta robiona z ciecierzycy. Oprócz humusu na stole wylądował chleb (żeby było co tym humusem posmarować;-) ) i zapieczony ser, który podobno jest tradycyjnie macedoński. Rzecz bardzo prosta, po prostu różne rodzaje sera wrzucone do żaroodpornego naczynia i zapieczone. Głównie w środku był tzw. ser bałkański (nada się też feta) i twaróg, ale również kawałki różnych żółtych serów. Pycha! A jako danie główne została podana sarma. Jest to coś w rodzaju naszych gołąbków, tylko na bałkanach robi się to mniejsze i zawija się bądź w liście winorośli, bądź w kiszone liście kapusty (tak oni kiszą kapustę w całych główkach, a nie posiekaną, tak jak my). Dodatkowo te konkretne były w wersji wegetariańskiej i zamiast mięsa, ryżowi asystowały grzyby i soja, a zawinięte były w liście winne. Naprawdę fantastyczna alternatywa dla naszych gołąbków.
Przegryzkę do kawy przywieźliśmy my, a były to brioszki. Robiłam je po raz pierwszy, właściwie jako eksperyment, ale muszę przyznać, że wyszły fenomenalnie. Pięknie wyrosły, były ładnie napowietrzone, a włożona do nich czekolada się po prostu rozpłynęła. Korzystałam z tego przepisu i muszę go sobie zapamiętać z tą drobna zmianą, że moje ciasto "chciało" trochę więcej mąki niż przepis przewidywał, ale to dosypywałam już w trakcie wyrabiania. Brioszki świetnie się sprawdzą jako śniadaniowe bułeczki albo właśnie drożdżówki do kawy. Gorąco polecam:)

W ząbek czesany!

Ząbkujemy! Już po raz drugi (tzn. ząbek idzie trzeci, ale dwa pierwsze wyszły za jednym zamachem). Chyba spodziewałam się czegoś więcej.... Naprawdę jestem pozytywnie rozczarowana:) Właściwie obywa się hektolitrami śliny, trochę gorszym humorem wieczorami, trochę słabszym apetytem i jedną nieprzespaną nocą. W sumie bez tragedii:) Jakoś mam wrażenie, że za tym pierwszym razem było gorzej. Był bardziej zmierzły i to całymi dniami, a nie tylko wieczorami... Może teraz już wie o co chodzi, albo może to my trochę inaczej do tego podchodzimy. Swoja drogą trochę się naczekaliśmy na te kolejne ząbki, bo pierwsze dwa wyszły Maluszkowi jak miał 5 miesięcy, a teraz już ma siedem i dopiero idzie trzeci... Najwyraźniej, różnie to bywa:)

czwartek, 12 lutego 2015

Masaż

9 kilogramów szczęścia w postaci Maluszka, który do tego próbuje zaczynać chodzić to murowana udręka dla pleców mamy i taty.
Na urodziny dostałam karnet na serię masaży i w końcu wczoraj udało mi się dotrzeć na pierwszy. Mmmmm ale dzika przyjemność. Nie dość, że był to półgodzinny maksymalny relaks, bez myślenia o żadnych codziennych troskach, to jeszcze przyniósł ulgę dla kręgosłupa, a dodatkowo zostało pobudzone krążenie i teraz jest mi po prostu cieplutko. Gorąco polecam wszystkim umęczonym plecom i już nie mogę się doczekać następnej wizyty!

wtorek, 10 lutego 2015

Sówki




Sówki kolczyki z kolorowych kordonków (100% bawełna) szydełkiem nr 1. Robi się je błyskawicznie, a wzór jest bardzo prosty:
1 rząd: 2 oczka łańcuszka, 8 półsłupków w drugie oczko od szydełka, zamknąć w kółko oczkiem ścisłym,
2 rz.: *1 półsłupek w 1 półsłupek, 2 półsłupki w kolejny* powtórzyć 4 razy (otrzymujemy 12 półsłupków),
3 rz.: *1 półsłupek w 1 półsłupek, 1 półsłupek w 1 półsłupek, 2 półsłupki w kolejny* powtórzyć 4 razy (16 półsłupków),
4 rz.: *1 półsłupek w 1 półsłupek, 2 półsłupki w kolejny* powtórzyć 4 razy (24 półsłupki),
żeby zrobić uszka robimy 3 o. łańcuszka i dwa słupki w pierwszy półsłupek przy szydełku, jeden półsłupek w następny, dwa o. ścisłe w dwa kolejne półsłupki, półsłupek w następny i 3 słupki w kolejny. Oberwać nitkę zostawiając ją dłuższą, żeby potem zszyć przód i tył.
Takie detale robimy 4 w dowolnych wariantach kolorystycznych (w moim przypadku przody robiłam kolorowe a tyły jednobarwne).
Oczy (robimy 4 sztuki):
1 rz.: czarną nitką 2 oczka łańcuszka, 4 półsłupki w drugie oczko od szydełka, zamknąć w kółko oczkiem ścisłym
2 rz.: białą nitką po dwa półsłupki w każdy półsłupek poprzedniego rzędu.
Zakończyć, oberwać nitkę zostawiając ją dłuższą żeby przyszyć potem oczy do sowy.

Naszywamy oczy na część tułowia, która ma być przodem. Zszywamy tył z przodem, delikatnie wypychając sówkę, żeby nie była płaska. Doczepić ogniwka i bigle i gotowe!

niedziela, 8 lutego 2015

Pomaluj moje sny

Nareszcie! Już pomału nie mogłam patrzeć na ten szal. Niby nie jest długi bo ma rozmiar ok 40x160cm, ale jakoś tak mi się strasznie ciągnął. Wzór pochodzi z mojego ulubionego kompendium szydełkowo-drutowego 1000 splotów na drutach i szydełkiem autorstwa Grażyny Kowalskiej-Jarosz i Krystyny Kleeman-Krasuskiej. Włóczka Himalaya mercan batik i szydełko numer 5.




sobota, 7 lutego 2015

Zimowe mitenki

Leniwa sobota spędzona w domu zaowocowała soczyście pomarańczowymi mitenkami z resztek włóczki po czapce. Gruba włóczka Yetti marki Vlnap, druty numer 6. Wzoru nie ma, bo jakoś tak same mi się wypletły w rekach.



piątek, 6 lutego 2015

Eksperyment z zupą pieczarkową

Jakoś tak ostatnio chodziła za mną zupa pieczarkowa i w końcu dzisiaj zdecydowaliśmy się ją z mężem zrobić. Ale że chcieliśmy żeby była bardzo gęsta i śmietankowa postanowiliśmy poeksperymentować z dodaniem do niej sera. Na pierwszy ogień poszły dwa serki typu camembert i muszę przyznać, że to był strzał w dziesiątkę. W ostatecznym rozrachunku dodaliśmy też trochę sera z niebieską pleśnią, bo same camemberty były trochę zbyt mało wyraźne (żeby nie powiedzieć za słodkie).

1 średnia cebula
4 duże pieczarki
3 marchewki
1 pietruszka
dość spory kawałek selera
2 łyżki masła
1 gęsta śmietana
2 serki typu camembert (po 100g każdy)
opcjonalnie kawałek sera z niebieską pleśnią, lub innego wyrazistego w smaku
Zrobić wywar z marchewek, pietruszki i selera. W oddzielnym rondelku lub na głębokiej patelni podsmażyć lekko cebulę na maśle aż się zeszkli a następnie wrzucić do niej pieczarki i również podsmażyć. Jak pieczarki będą podsmażone wlać śmietanę i dodać camembert (dobrze jest obrać je z pleśniowej skórki, którą potem można spróbować również dodać, ale jakby się nie rozpuszczała, a niestety nie każda się rozpuści, to lepiej zjeść te skrawki po prostu na kanapkach:) ). W razie jeśli po dodaniu camemberta okazałoby się, że mikstura z pieczarek i sera jest zbyt słodka, to można pokusić się o dodanie innego sera, który będzie bardziej wyrazisty w smaku. Przerzucić zawartość rondelka lub patelni do garnka z wywarem, dokładnie wymieszać i doprawić do smaku.

czwartek, 5 lutego 2015

W oczekiwaniu na wiosnę



W oczekiwaniu na wiosnę udziergała mi się taka ni to chusta, ni to baktus. Robione z bawełnianych nitek Scarlet szydełkiem nr 4. Wielkość chusty wyszła jakieś 75x25cm.
Schemat można znaleźć tutaj.

środa, 4 lutego 2015

Spacer


Maluszek na zimowym spacerze.

Sos barbecue

W zeszłym tygodniu mój mąż zrobił pyszny sos BBQ. Wyszedł on z połączenia trzech przepisów wygrzebanych z internetu oraz inwencji własnej mojego męża. Zrobił go żeby wreszcie mnie przekonać do zjedzenia kurczaka (odkąd zaszłam w ciążę coś mi się poprzestawiało i na kurczaki trudno mi było nawet patrzeć, a co dopiero jeść) i muszę przyznać, że Mu się udało. Po prawie półtorarocznej przerwie zajadałam się udkami zapieczonymi właśnie w tym sosie. Palce lizać!

1 cebula
mięsna kostka rosołowa wołowa (w sensie taka do sosów, knorr itp)
2 łyżki brązowego cukru
setka whisky/szkockiej   
1 przecier pomidorowy
1 puszka pomidorów / puree pomidorowe
2-3 male ząbki czosnku
1 mała łyżka pikantnej pasty paprykowej / kilka kropel tabasco
sok z połówki cytryny, skorka z cytryny dla aromatu   (można zastąpić octem balsamicznym - szczególnie fajna opcja jeśli używamy sosu do marynowania mięsa)


Cebulę zeszklić na niedużej ilości oleju, zasypać cukrem - poczekać aż wszystko mocno się skarmelizuje! Dodać sok z cytryny/ocet, przeciśnięty czosnek i setkę whisky - w ten sposób skarmelizowany cukier powinien nam wytworzyć balsam - i oderwać się od patelni jeśli coś przywarło. Po wlaniu whisky nie polecam nachylać się nad patelnia!;) Po chwili dodać przecier i pomidory oraz kostkę i redukować na średnim ogniu aż do osiągnięcia pożądanej konsystencji.

Jedzenie

Zawsze myślałam, że jak rozpoczyna się rozszerzanie diety dziecka i zaczyna ono zajadać rzeczy inne niż mleko to przy każdej operacji podania jedzenia maleństwu jedzenie to ląduje wszędzie tylko nie w buzi i do sprzątania jest potem pół pokoju. Hmmm... w naszym przypadku wygląda to całkiem cywilizowanie. Najczęściej ubrudzona jest po prostu buzia i śliniaczek, często rączki, ale ubranko najczęściej pozostaje czyste. Prawdopodobnie czas, kiedy nasz Maluszek będzie się zachowywał tak jak w moich wyobrażeniach nadejdzie kiedy to On sam będzie wiosłował łyżką. Zobaczymy:)

Zawsze też myślałam, że takim bezpiecznym produktem na początek rozszerzania diety jest marchewka i to z dwóch powodów:
1. jeszcze nigdy nie słyszałam o kimś uczulonym na marchewkę
2. marchewka smakuje wszystkim dzieciom (chociażby dlatego, że jest słodka).
Nasz Maluszek miał kłopoty z marchewką na początku. Nie bardzo mu zasmakowała. Za to prawdziwą furorę zrobiła kaszka manna na wodzie z jabłkiem i/lub bananem. Zajadał się nią jak dziki właściwie od samego początku. Teraz jak już spróbował i ziemniaczków i pietruszki i brokuła i innych warzyw, marchewkę również udało się nam przemycić i w końcu zasmakowała Mu.

Swoją drogą dziwi mnie bardzo, że za każdym razem jak jesteśmy z wizytą u pediatry (a jesteśmy tam raz na półtora miesiąca) to ona jest zdziwiona, że ciągle karmimy się piersią. Jak Maluszek rozpoczął czwarty miesiąc życia to już nas popychała, żeby zacząć Mu rozszerzać dietę. Ale i tak miałam wrażenie, że dla naszego Maluszka to za wcześnie - bardzo ładnie wypijał mleko z piersi i zdrowo rósł i przybierał na wadze. Nawet tak myślę, że te początkowe problemy z marchewką mogły być spowodowane tym, że nie był jeszcze gotowy na stałe pokarmy (po prostu miał odruch wymiotny przy tej marchewce - a dziecko gotowe na stały pokarm nie ma takich problemów z jego przełykaniem), a zaczęliśmy próbować Mu ją dawać dopiero pod koniec piątego miesiąca. Mój wniosek (z resztą wyciągnięty już po raz kolejny) jest taki, że każde dziecko jest inne i najważniejsze jest żeby obserwować swoje maleństwo i rozumieć jego potrzeby, a nie wprowadzać wszystkiego zgodnie z jakimiś podręcznikami czy innymi wytycznymi.

Raczkujemy i chodzimy

Nasz Maluszek jak zaczął raczkować (a raczej pełzać, bo raczkowaniem to było trudno nazwać) robił to dość specyficznym, robaczkowym, sposobem. Wyglądało to tak, że podciągał wszystkie kończyny pod siebie i stawał na czworaka, a następnie "rzucał się" do przodu prostując wszystkie kończyny i tak dalej aż dotarł do celu. Jakieś 3 tygodnie temu zaczął się domagać żeby Mu pomóc wstać. Nawet jak Mu nie podawaliśmy rąk, On i tak znalazł sposób - a to się wspiął łapiąc koszulkę na moich plecach, a to się złapał za kolano męża, a to się wspinał na różne meble (za pierwszym razem jak mu się udało wejść pod stół i tam wstać podpierając się o krzesło to się strasznie zdziwił, że się uderzył o blat stołu od spodu, a to przecież nie podłoga). Z tydzień temu zaczął już bardzo pewnie stawiać kroczki w pozycji stojąc, jeśli ktoś z dorosłych podtrzymuje Go za rączki. I tak naprawdę dopiero jak to załapał to zaczął zupełnie klasycznie raczkować i teraz zasuwa niczym błyskawica po całym mieszkaniu. A oczywiście najbardziej Go ciągnie do kabelków wszelkiej maści i tatusiowej gitary:) Mam tylko nadzieję, że udało nam się zabezpieczyć wszystkie elementy, które mógłby na siebie ściągnąć z bolesnym rezultatem...

Lęk separacyjny

Skoki rozwojowe zaczęły być coraz wyraźniejsze (albo może to my nauczyliśmy się je po prostu rozróżniać), a lęk separacyjny okazał się ciekawym zjawiskiem. Lęk ten przypada na okres między 28 a 31 tygodniem życia - nam się przytrafił w 30-tym tygodniu. Przez jakieś dwa dni Maluszek był takim przylepnym przytulaskiem, że nie można Go było nawet na moment zostawić. Poszłam do kuchni robić kolację mężowi jak przyjdzie z pracy i posadziłam Maluszka na karimacie tak żeby mnie widział, a tu.... ryk. Jakby Go ktoś ze skóry obdzierał. Jak się budził i orientował że jest sam w swoim łóżeczku - ryk. Nawet na moment nie można Go było zostawić. Ale na szczęście trwało to krótko i w gruncie rzeczy było zabawne obserwować nowe maluszkowe reakcje.