czwartek, 22 października 2015

Powrót. Przeprowadzka. Jesień.

Na dość długo pochłonęłą mnie przeprowadzka i nie siadałam do komputera żeby pisać. Ale teraz już z grubsza się urządziliśmy. Muszę przyznać, że przeprowadzanie się z większego mieszkania do mniejszego (i to duzo mniejszego, bo z 50m2 przenieśliśmy się do 30!) jest nie lada sztuką. Ale za to pozbyliśmy się trochę zbędnego barachła.

Lubię jesień w Polsce. Spacery, nawet w drobnym deszczu, są naprawdę przyjemne kiedy dookoła drzewa mienią się jesiennymi kolorami.



piątek, 28 sierpnia 2015

Guacamole

Ostatnio rozsmakowaliśmy się w różnych meksykańskich i węgierskich przysmakach i postanowiłąm zrobić kolejne podejście do guacamole. Już kilka razy wcześniej próbowaliśmy, ale nigdy nie wyszło takie jak trzeba... aż do dziś:)

1 dojrzałe awokado w czarnej skórce
ćwierć niedużej cebuli
mały pomidor
garstka kolendry (może też być pietruszka)
sok z połowy limonki
papryczka chili lub pasta z ostrych papryczek (tak z ćwierć do pół łyżeczki w zależności od tego jakie chcemy to mieć pikantne)
sól do smaku

Awokado wydłubać ze skórki, rozgnieść widelcem i wymieszać z sokiem z limonki. Cebulkę, kolendrę i papryczkę chili drobno posiekać. Pomidora pokroić w drobną kostkę. Wszystko wymieszać i dosolić do smaku. Gotowe! Zajadać najlepiej z chipsami typu nachos.
Jeśli chcemy uzyskać totalnie kremową konsystencję to zamiast wszystkiego kroić można wszystko wrzucić do rozdrabniacza.

czwartek, 20 sierpnia 2015

Lo-lo-lo-lo

Mamy nową sylabę! Po da, ta, ma, de przyszedł czas na lo😊. Jest to chyba najsłodszy dźwięk na świecie. Brzmi po prostu bosko. Mam nadzieję, że przyjdzie teraz czas i na inne dźwięki, szczególnie, że chód Maluszka się pięknie upewnił, więc skoro nie będzie zaprzątał umysłu chodzeniem, to może się skupi na mówieniu 😉.

środa, 12 sierpnia 2015

Spacery z przygodami

Mam jedną koleżankę, z którą jak się umówię na spacer to zawsze kończy się to jakąś przygodą. A wszystko zaczęło się jakieś 4 lata temu kiedy to zgubiłyśmy się szukając stacji kolejowej podczas częściowego okrążania jeziora w Zurichu. Potem przy którymś spacerze z wózkiem weszłyśmy w lesie w jakieś takie miejsce, że utknęłyśmy po kostki w błocie (szczęście, że była jeszcze zima i obie byłyśmy w wysokich kozakach, gorzej, że potem musiałyśmy jeszcze przejść przez miasto żeby dotrzeć do domu, a wyglądałyśmy co najmniej interesująco), a wczoraj... no cóż... ścieżkę w lesie wybrała za nas moneta, bo nie mogłyśmy się zdecydować w którą stronę pójść. Ścieżka z początku wyglądała zupełnie normalnie, ale potem co raz bardziej się zwężała, pojawiały się na niej powalone drzewa, potem siatka, pod którą trzeba się było przeciskać (a byłyśmy z wózkiem!). Tak sobie myślę, że to zadziwiające, że Malutek przespał to wszystko, co się z nim wyprawiało. Potem na szczęście dotarłyśmy na upragnioną w tym upale lemoniadę, której i Malutkowi się dostało w nagrodę, że tak dzielnie przespał te nasze wybryki:)

wtorek, 11 sierpnia 2015

Spódnice i trzydziestka

Ehh, musiała mi niemal stuknąć trzydziestka żebym zaczęła nosić spódnice...

Widelcem

Dziś mamy za sobą pierwsze i o dziwo w zasadzie całkiem udane próby samodzielnego jedzenia widelcem. Pięknie maluszek wyciągał makarony z sosem ze swojej miseczki. I nawet podłoga jakoś masakrycznie upaćkana nie była. Brawo, Malutek co raz bardziej samodzielny😊.

czwartek, 30 lipca 2015

Rower

Maluszkowi bardzo spodobało się jeżdżenie z tatą na rowerze. Siedzi z tyłu, na siedzisku, przymocowanym pod siodełkiem za Mężem i jeszcze pogania, klepiąc tatę po plecach, że chce szybciej. Muszę któregoś dnia wypchnąć chłopaków na rower, a sama poszyć poszewki, o które prosiła mnie mama i torbę, która leży mi przygotowana do pozszywania już od paru miesięcy.

Basen

W te dzikie upały zaczęliśmy z Maluszkiem chodzić na odkryty basen. Bardzo Mu się spodobała tak przygoda, choć oczywiście z wodą musi się za każdym razem oswajać:) Jak to nasz Maluszek, najpierw się bawi chwilkę tuż nad brzegiem i obserwuje co robią inni, potem wchodzi o jeden stopień do wody gdzie nadal prowadzi swoje obserwacje, a dopiero potem wchodzi cały do brodzika dla Maluszków (10-30cm wody na całej powierzchni brodzika) i spaceruje z wiadrem, do którego wcześniej nabrał wody. Fajne też jest to, że na terenie basenu jest dość dużo cienia i że za wstęp płaci się za cały dzień i można wchodzić i wychodzić ile razy się chce (dostaje się papierową bransoletkę jak na koncercie, i dopóki się jej nie zerwie to można na basen wracać, np. po obiedzie na który się poszło do domu).

wtorek, 21 lipca 2015

Niezbyt pasteis de nata

Kiedy byliśmy rok temu z Mężem w Lizbonie jedliśmy przepyszne ciastka - pasteis de nata. Były to takie koszyczki z ciasta francuskiego wypełnione mocno waniliowym, jajeczno-budyniowym nadzieniem. Ostatnio przeglądając zdjęcia naszło nas, że zjedlibyśmy sobie takie natki. Pogrzebałam w sieci, znalazłam przepis, który wydawał mi się odpowiedni i upiekłam. Ciastka wyszły pyszne, jednak zupełnie inne od tych portugalskich oryginałów. Następnym razem chyba poszukam na portugalskich stronach, albo znajdę jakiegoś portugalczyka i wyciągnę od niego. A póki co podaję przepis na te pyszności, które mi się upiekły:

1 duże jajko
2 duże żółtka
115g cukru (jasno brązowego)
2 łyżki mąki kukurydzianej
400ml pełnotłustego mleka
2 łyżeczki aromatu waniliowego
1 opakowanie ciasta francuskiego (ja robiłam swoje jak w przepisie na croissanty)

Jajka, żółtka, cukier i mąkę umieścić w rondlu i miksować stopniowo dodając mleko aż do otrzymania gładkiej masy. Rondelek postawić na średnim ogniu i cały czas mieszając doprowadzić do zgęstnienia masy i zagotowania (uwaga na temperaturę, zbyt nagłe podziałanie zbyt wysoką temperaturą może prowadzić do zbyt szybkiego ścięcia sie jajek i grudkowatej konsystencji masy przypominającej jajecznicę), zdjąć z ognia i dodać aromat waniliowy. Przełożyć do szklanej miseczki żeby wystygło, z wierzchu przykryć folią spożywczą (tak żeby dotykała ona powierzchni masy - zapobiegnie to utworzeniu się skórki i/lub kożucha). Z ciasta francuskiego uformować okręgi (w przepisie, do którego link podałam polecają złożyć ciasto francuskie na pół, zrolować i pokroić na okręgi, które następnie należy rozwałkować do potrzebnej wielkości, ja ze swojego ciasta po prostu wycięłam okręgi szklanką a resztki ciasta użyłam na rogaliki) i powkładać je w lekko natłuszczoną formę na muffiny, tak aby utworzyły takie jakby miseczki dla nadzienia. Przełożyć przygotowaną masę na miseczki z ciasta francuskiego i piec w 200 stopniach przez 20-25min.
Najsmaczniejsze są na ciepło, choc w takie upały wolałam je mimo wszystko na zimno:)


Lody porzeczkowe

Idealne na upalne dni jest zrobienie własnych lodów. Szczególnie, że można je wyczarować naprawde szybko. Potrzebne nam będzie:
90g jak najtłustszej śmietany kremówki
100g mleka
25g cukru
70g rozgniecionych na papkę czerwonych porzeczek (lub innych owoców wedle uznania)
Wszystkie te składniki mieszamy razem i umieszczamy w torebce foliowej, którą szczelnie zamykamy. W większej foliowej torebce umieszczamy 600g lodu i 200g soli oraz mniejszą torebkę z naszymi składnikami. Dużą torbę zamykamy i miętosimy aby mniejsza torba miała jak najwięcej kontaktu z lodem (UWAGA! robimy to w rękawicach kuchennych albo przez ręcznik żeby nie odmrozić sobie dłoni). Po kilku minutach wyjmij małą torebkę z dużej, dokładnie wytrzyj przed otwarciem (nie chcesz mieć słonych lodów:) ) i sprawdź konsystencję. Jak są jeszcze zbyt ciekłe, to dołóż lodu do dużej torby i jeszcze trochę pomiętoś.
Zamiast triku z posolonym lodem można też oczywiście użyć zamrażalnika, ale z doświadczenia wiem, że już po godzince zapominam o włożonych do niej lodach, a one potem nie mają one już takiej pysznej kremowej konsystencji, tylko są zlodowaciałe na beton. 

czwartek, 16 lipca 2015

Dieta redukcyjna by Maluszek

Odkąd Maluszek je z nami to co my, stało się coś dziwnego... Mimo nakładania sobie większej porcji z myślą o dzieleniu się z Maluszkiem Mąż i tak niemal za każdym razem pozbywa się połowy swojej porcji... A im więcej nałoży, tym bardziej połowy nie ma. Przebojem są oczywiście ryby, ale dziś rano dołączyły kanapki z dżemem. Malutek zjadł dwie i pół kromki razowca z dżemem truskawkowym i wiśniowym. Po prostu szczęka mi opadła:)

środa, 15 lipca 2015

605 rocznica Bitwy Pod Grunwaldem

A tak w ogóle to dzisiaj jest 605 rocznica Bitwy pod Grunwaldem, a przez moje kiepskie samopoczucie nie udało nam się jej należycie obświętować. Może chociaż jakąś dobrą kolację zrobię. Jakieś grzaneczki z masłem czosnkowym i serem, z ziołami, pikantną pastą paprykową... Mmmm, właśnie mi ślinka pociekła:)

Zapalenie piersi

Usłyszałam od lekarza, że to strasznie dziwne, że przypałętało mi się zapalenie piersi podczas gdy mój Malutek ma już rok. Zwykle ta przypadłość dotyczy pań w okresie połogu. No cóż, widać po prostu jestem dziwna. I tym sposobem w samym środku dzikich upałów jestem na antybiotyku, spędziłam dwa dni z wysoką gorączką (zdziwienie na twarzy mojego Męża kiedy pewnego wieczoru kiedy on chodził po domu w samych bokserkach i marudził jak jest gorąco, a ja nie dość że się ubrałam w dres to jeszcze wyciągnęłam sobie kołdrę i się w nią zawinęłam, było bezcenne), z bolącym całym ciałem (włącznie z włosami i paznokciami) i gorącą, zaczerwienioną i obolałą piersią. No cóż, ma się to szczęście.

Dzika radość życia

Nasz Malutek podczas chodzenia, szczególnie jak jesteśmy gdzieś na dworze, uwielbia gadać. A robi to z takim entuzjazmem, że nawet nikomu nie przeszkadza, że kompletnie Go nie można zrozumieć. A on po prostu idzie i całym sobą opowiada jaki ten świat jest ciekawy. Trochę pobełkocze, trochę powymachuje rękami potem na chwilę się zatrzyma, przykucnie, przerzuci trzy kamyczki z chodnika na trawnik, po czym pobiegnie dalej wesoło pokrzykujac różne samogłoski. Jest to niezwykle radosne zjawisko i potrafi poprawić humor na całą resztę dnia!

Czeski handel po polsku

Pisałam niedawno o czeskim handlu i o tym jak to Czesi nie potrafią (a może nie chcą) handlować. Ostatnio na bardzo podobną sytuację natknęłam się podczas naszego pobytu w Polsce. Pewnego pięknego słonecznego dnia poszłam do sklepu po pierogi na obiad. W sklepie było zupełnie pusto w związku z czym głośno i wyraźnie powiedziałam "dzień dobry", żeby było wiadomo, że ktoś wszedł. Z zaplecza wyhynęła kobieta, z twarzy i postury jakby żywcem wyjęta z tej samej hodowli co Panie z informacji PKP i PKS, która co prawda spytała grzecznie czego chcę, ale na twarzy miała wyraźnie wypisane, że jest dopiero po dwóch kawach (nie było jeszcze dziewiątej rano) i że jej przeszkodziłam w czymś okropnie ważnym. Gdyby nie to, że strasznie mi się tych pierogów chciało, a wiem, że tam mają dobre, to bym się odwróciła na pięcie i wyszła. Tak więc w kwestiach handlowych wcale nie jesteśmy od Czechów "gorsi" :)

niedziela, 5 lipca 2015

Urodzinowo w zoo

Z pewnym opóźnieniem ten post, bo jakoś przy tych upałach nie bardzo chce się siedzieć przy grzejącym dodatkowo komputerze...
Pierwsze urodzinki naszego Malutka spędziliśmy w zoo w Zlinie. Sporo dobrego słyszałam o tym zoo i postanowiliśmy pojechać i sprawdzić osobiście, a że nadarzyła się po temu okazja w postaci urodzin Maluszka, to tym lepiej:) Muszę przyznać, że ani odrobinę się nie rozczarowaliśmy. Zoo jest naprawdę spore (spędziliśmy tam cały dzień mniej więcej od 11 do 18 spokojnie obchodząc cały teren), pięknie utrzymane, oprócz zagród ze zwierzętami są tam spore połacie parku, a nawet pałac. Zwierzęta nie są w klatkach tylko wszystkie mają przygotowane odpowiednie wybiegi. Całość jest podzielona tematycznie na kontynenty co dodatkowo wprowadza pewien ład. Do wielu wolier da się wejść do środka (nawet do tej z sępami!). Podobnie jest z wybiegiem dla kangurów, gdzie można się przejść pomiędzy tymi przesympatycznymi zwierzakami. Oprócz tego dla dzieci jest zrobiona zagroda ze zwierzętami domowymi (kozy, owce), do której można wejść i te zwierzaki pogłaskać (nasz Malutek uparcie chodził za jedną małą kózką), z resztą zagroda jest tak "nieszczelna", że co pomniejsze sztuki można też spotkać poza zagrodą. Oprócz tego wszędzie jest bezproblemowy dostęp z wózkiem (lub na wózku - zależy co komu potrzebne). Ciekawym elementem jest też pawilon z płaszczkami, które można karmić z ręki czy też pogłaskać. Myślę, że jak Malutek troche podrośnie to jeszcze tam wrócimy:)

czwartek, 2 lipca 2015

Brawo!

Malutek nauczył się dzisiaj bić brawo. A wyszło to z prostej zabawy. Siedzieliśmy we trójkę w parku i każdy po kolei coś pokazywał (z rzeczy znanych maluszkowi). I tak najpierw Tata pokazał jaki jest duży, potem Mama, a na koniec Maluszek. Najpierw Tata pokazał pa-pa, potem Mama, a na koniec Maluszek itd. A potem Tata sprbował wprowadzić nową rzecz i zaklaskał, potem Mama, a po chwili.... Maluszkowi też się udało.
Brawo Malutku!

środa, 1 lipca 2015

Gołąbki z kiszonej kapusty i kiszona kalarepa

Jakieś dwa tygodnie temu udało nam się kupić niedużą młodą kapustę, którą mój Mąż postanowił zakisić, ale żeby nie było tak normalnie to zamiast ją szatkować, spakowaliśmy ją do beczułki całą. Jako, że jeszcze zostało trochę miejsca dorzuciliśmy tam jeszcze kalarepę (w końcu to też kapustne warzywo, powinno się dobrze ukisić), no i czekaliśmy. Po tygodniu ukiszonych było tylko kilka liści z wirerzchu, a i to nie jakoś bardzo. Ale po dwóch tygodniach okazało się że cała kapusta się ładnie zakisiła i bardzo łatwo obierało się z niej całe liście bez targania. Po prostu idealne na gołąbki. Do farszu oprócz ryżu i mięsa dorzuciliśmy kilka grzybków i gołąbki wylądowały w brytfance w piekarniku na godzinkę posypane pokrojonym w kostkę wędzonym boczkiem. Pyszności. Kwaśność kapusty dodała im konkretnego smaku. A co do kalarepy, to się rozczarowałam. Ukisiła się bardzo ładnie, ale straciła zupełnie ten swój wyjątkowy smaczek. Równie dobrze mogłabym jeść ukiszony głąb kapusty czy coś podobnego.
Ale dzięki tym eksperymentom odkryliśmy, że nasz Maluszek bardzo zasmakował w kiszonej kapuście. Nawet mu brewka nie tykła jak spróbował, mimo że wyszła napradę dość mocno kwaśna. A potem przyszedł i wołał o jeszcze... Mam nadzieję, że Mu to nie przejdzie:)

niedziela, 28 czerwca 2015

Żona

Urodziła się naszym przyjaciołom dzisiaj Żona dla naszego Maluszka. Cieszymy się bardzo, że jest cała, zdrowa i donoszona. Życzymy dużo dużo zdrówka dla Malutkiej i sporo cierpliwości i sił dla Rodziców:) Już nie możemy się doczekać kiedy Ją poznamy!

sobota, 27 czerwca 2015

Makrela z piekarnika

Udało nam się kupić świeżutką i nie wędzoną makrelę. Mąż postanowił przyrządzić ją tak, jak niedawno przyrządzał pstrąga, czyli nafaszerować i wrzucić do piekarnika. Tylko o ile pstrąg był faszerowany pęczkiem zielska o tyle makrela była z czosnkiem, cytryną i odrobinę posypana tymiankiem. Muszę przyznać, że pysznie to wyszło. W ogóle taka świeża, nie mrożona ryba to jest niebo w gębie.
Nasz Maluszek za to wtrząchnął dzisiaj cały filet z tilapii, a potem śmignął po schodach na pierwsze piętro:) Patrzyliśmy jak urzeczeni jak Mu to świetnie idzie i że już za pierwszym razem załapał jak to ma robić. Zuch Maluszek!

piątek, 26 czerwca 2015

Zapiekanka kalafiorowo ziemniaczana z sosem serowym

Wyniknęła nam dziś na obiad dziwna zapiekanka, bo jak to czasem bywa, mieliśmy kilka rzeczy, które trzeba było zużyć. Tym sposobem w brytfance wylądował mały kalafior rozdrobniony na różyczki, młode kartofelki pokrojone w plastry, młoda marchewka też w plastrach, dwie spore garści posiekanego grubego szczypioru. To wszystko zalane sosem właściwie beszamelowym, z rozpuszczonym w nim serem z niebieską pleśnią (łyżka masła rozpuszczona w rondli, na to łyżka mąki, jak tylko zaczyna nabierać koloru zalać to wszystko około dwuma szklankami mleka ciągle mieszając żeby się nie zrobiły kluchy i jak sos już ma jednolitą konsystencję to dodać pokrojony w kawałi ser pleśniowy w ilości zależnej od gustu i upodobań) i włożone do piekarnika na 180 stopni na około godzinę (aż ziemniaki nie będa surowe). Zaczęło się od improwizacji a wyszło jak zwykle pysznie:)

środa, 24 czerwca 2015

Bitwa pod Cedynią i wizyta w zoo

Postanowiliśmy spróbować poświętować sobie w tym roku jakieś radosne święta i wybraliśmy na to kilka dużych walk wygranych przez państwo Polskie.
Dzisiaj, w 1043 rocznicę zdecydowanego zwycięstwa Polan w bitwie pod Cedynią wybraliśmy się do zoo. Maluszkowi podobało się oglądać ruszające się tam zwierzątka (szkoda tylko, że tygrysy zostały chyba dopiero co nakarmione przed naszym przyjściem, bo spały sobie słodko i były dla Maluszka mało atrakcyjne). Furrorę zrobiły niedźwiedzie kamczackie, które zagrodę miały tak zrobioną, że miało się wrażenie, że są na wyciągnięcie ręki (dzieliła je od widzów tylko fosa) i zagródka ze zwierzętami domowymi (kozy, owce, króliki), do której można było wejść i głaskać futrzaki do woli:) Z początku Maluszek się wyrywał żeby pogładkać konia, a jak przyszło co do czego to kozy się trochę powstydził i wolał ją gaskać będąc u Taty na rekach:)

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Zegarki

Nie wiem co się dzieje, czy to ja coś mam takiego ziwnego w sobie, ale ostatnio wszystkie zegarki, które próbuję nosić stale się spóźniają. Mam jeden zegarek do nakręcania, jeszcze po babci, i mimo nakręcania 2 razy dziennie spóźnia o jakieś 5 minut na dobę. A drugi, mimo wymienienia w nim baterii jakieś dwa miesiące temu spóźnia o jakieś półtorej godziny na dobę. Zaginam czas, czy co?

niedziela, 21 czerwca 2015

Szybowce

Zawędrowaliśmy dzisiaj na nasze ulubione pobliskie lotnisko szybowcowe...


Torcik czekoladowy z czereśniami

I przyszła w końcu pora na wypróbowanie nowej, malutkiej tortownicy. Powstał w niej torcik eksperymentalny:) Ciasto zrobiłam jak na konkursowe babeczki (tylko trzeba było potrzymać w piekarniku jakieś 55 minut), krem jak do marchewkowego tortu i przełożyłam to wszystko czereśniami, które i tak trzeba było zjeść. Efekt smakowo wyszedł niesamowity (choć pewnie wiśnie byłyby jeszcze lepsze niż czereśnie), a wizualnie prezentował się torcik o tak:



piątek, 19 czerwca 2015

Kalibracja wagi i piekarnika

W ramach wolnego czasu podczas Maluszkowego drzemkowania zabrałam się za kurs o nauce w kuchni. Na poczatek zaproponowali skalibrowanie najczęściej używanych urządzeń, czyli piekarnika i wagi.
Z piekarnikiem było prosto:) Po prostu wiedząc, że cukier topi się w temperatrze dokładnie 186 stopni Celsjusza należało włożyć łyżeczkę cukru w żaroodpornym naczyniu do piekarnika na 175 stopni i co 10-15 minut zwiększać temperaturę o 5 stopni obserwując kiedy cukier zmieni swą postać. U mnie rozpuścił się po przestawieniu na 185 stopni, w związku z czym mam dość dokładny piekarnik:) Pokazuje o jakiś 1-6 stopni mniej, niż rzeczywiście w nim jest.
Za to waga, o zgrozo, pokazuje bardzo dziwne rzeczy. Filiżanka (237ml) wody powinna ważyć 237g... a u mnie ważyła 229g. I to jeszcze nie byłoby dziwne, ale ta sama filiżanka mąki tortowej powinna ważyć 138g a u mnie ważyła 150g. Czyli raz moja waga myli się o 8g na minus a raz o 12g na plus. Dziwna waga...

środa, 17 czerwca 2015

Bezkofeinowa

Kolejna różnica między Czechami a Polską. W Czechach w praktycznie każdej restauracji, kawiarni, czy nawet najpodlejszej budzie, która sprzedaje kawe, da się ją dostać w wariancie bezkofeinowym. W Polsce ostatnio nawet w dobrej kawiarni miałam problem żeby takową kupić...

wtorek, 16 czerwca 2015

Kolejne sowy

Kolejne wcielenie sówek, tym razem niebieskie:)


Babeczki konkursowe

A oto moje konkursowe babeczki, które w sobotę zdobyły trzecie miejsce w babeczkowym konkursie podczas imprezy firmowej.


Przepis pochodzi z mojej ulubionej "Złotej księgi czekolady":
200g mąki pszennej
100g gorzkiego kakao
2 łyżeczki proszku do pieczenia
szczypta soli
150g miękkiego masła
200g cukru
2 duże jajka
125ml mleka
1 łyżeczka likieru pomarańczowego (ja użyłam palonej żubrówki)

Utrzeć masło z cukrem na gładki krem. Wmiksować jajka. Zmniejszyć obroty i stponiowo dodawać sypkie składniki na przemian z mlekiem i alkoholem. Napełnić foremki do ok 2/3 wysokości i wstawić do pieca na ok. 15-20 min na 180 stopni.
Planowałam jeszcze zrobić na górę krem jak do torciku marchewkowego (z bitej śmietany, twarożku, cukru pudru i masła), ale niestety w sobotę był taki upał, że śmietana za żadne skarby świata nie chciała się ubić. W zamian za to w babeczki zostały wbite "patyczki" ze skarmelizowanego cukru, truskawki i listki miety, a wszystko polane sosem miętowym robionym na miodzie.
Były puszyste i pyszne:)

środa, 10 czerwca 2015

Naleśniki z truskawkami

Jako, że sezon na truskawki w pełni postanowiliśmy zrobić naleśniki z truskawkami. Naleśniki robię głównie na oko, po prostu biorę po szklance mleka i piwa, dodaję jajko, trochę oleju, trochę soli i cukru do smaku a następnie powoli dosypuję mąkę do momentu, kiedy konsystencja będzie dobra do upieczenia cieniutkich naleśników (mniej więcej konsystencja śmietany).
W lodówce znalazło się jeszcze pół pojemniczka kremówki, którą ubiłam z łyżeczką cukru pudru. Na każdy naleśnik nakładałam po kilka pokrojonych w plastry truskawek i po łyżeczce śmietany, a następnie składałam w "trójkącik". Na wierzch zrobiłam jeszcze kleksa ze śmietany i ułożyłam po kilka całych truskawek. A Mąż wpadł jeszcze na pomysł aby wykorzystać gałązki mięty, które pomału więdły na parapecie i całość polać sosem miętowym. W tym celu na patelni wylądowały trzy duże łyżki miodu oraz posiekana mięta i kilka kropel soku z cytryny. Całość chwilkę Mąż podgrzał, a następnie przelał na ułożone na talerzu naleśniki. Wyszło to o tak:



poniedziałek, 8 czerwca 2015

Szmacianko-przytulanka

Z resztek włóczki wyszła mi taka prztulanka dla Kruszynki, która urodzi się już za miesiąc. Mam nadzieję, że się spodoba:) Nasz Maluszek ze swoją śpi do dziś:)


"Serwetkowa" część zrobiona została według wzoru:
natomiast głowę robiłam tak:
1rz. - 8 półsłupków zamkniętych w kółko
2rz. - po dwa półsłupki w każdy półsłupek poprzedniego rzędu
3-4rz. - 16 półsłupków
5rz. - (1 półsłupek, 2 półsłupki w kolejny półsłupek) powtórzyć 8 razy
6rz. - 24 półsłupki
7rz. - (1 półsłupek, 1 półsłupek, 2 półsłupki w kolejny półsłupek) powtórzyć 8 razy
8-13rz. - 32 półsłupki
14rz. - (1 półsłupek, 1 półsłupek, 2 półsłupki przerobione razem) powtórzyć 8 razy
15rz. - 24 półsłupki
16rz. -  (1 półsłupek, 2 półsłupki przerobione razem) powtórzyć 8 razy
17rz. - 16 półsłupków
18rz. - (2 półsłupki przerobione razem) powtórzyć 8 razy
wypchać głowę królika i zamknąć otwór.
Uszy:
1rz. - 10 oczek łańcuszka
2rz. - (zaczynamy od drugiego oczka łańcuszka od szydełka) 8 półsłupków, 5 półsłupków w ostatnie oczko łańcuszka i 8 półsłupków po drugiej stronie łańcuszka
nie zamykamy okręgu, tylko odwracamy robótkę i
3rz. - 8 półsłupków, 1 półsłupek z narzutem, 3 słupki, 1 półsłupek z narzutem, 8 półsłupków.

Uszy zrobić oczywiście w dwóch egzemplarzach, przyszyć do głowy, wyszyć mordkę i przyszyć głowę do "serwetki".

sobota, 6 czerwca 2015

Wspinaczka

Najlepszą ścianką wspinaczkową dla Maluszka są mama i tata. Szczególnie jak siądą na podłodze:) Można się tak bawić nawet z godzinę.
Do tego Maluszek w końcu załapał jak ma schodzić z kanapy czy ze stolika. Bo do tej pory potrafił nań wejść i ewentualnie z nich spaść. A teraz, fakt że jeszcze nie za każdym razem Mu to wychodzi, potrafi jeszcze zejść. Brawo! Zuch chłopak!

piątek, 5 czerwca 2015

Piaskownice

Na dzień dziecka Maluszek dostał "zestaw małego ogrodnika" i postanowiliśmy, że będziemy go trochę popychać w stronę zabawy z innymi dziećmi. A co się do tego nadaje lepiej niż piaskownica? I tak zaczęliśmy odwiedzać różne piaskownice. Zadziwiając jest to, że w polskich piaskownicach piasek jest zwykle bardzo drobny, jasny i takie wręcz miękki. A w Czechach... no cóż... jest to niemalże żwir. Twarde, nieprzyjemne pod stopami i żadnej "babki" się z tego nie ulepi. :(

Mały inżynier

Nasz Maluszek uwielbia bawić się kablami. Zwykle zakazujemy Mu takiej zabawy, ale ostatnio dostał do łapki jeden czysty, niepodpięty do niczego kabel i byliśmy ciekawi co będzie z nim robił. A On jak to On, najpierw dokładnie zbadał to co dostał, obejrzał z każdej strony, a potem... chodził po pokoju i próbował dopasować kabel do różnych dziur we wszystkich meblach aż wreszcie zobaczył inny kabel wpięty do gniazdka i też próbował swój kabel włożyć do gniazdka. Zadziwił nas totalnie tym jak bardzo pojmuje świat.

piątek, 29 maja 2015

Jestem taaaki duży i jem ogórki kiszone...

Postanowiliśmy z mężem jakieś dwa tygodnie temu, że trzeba się ruszyć i oprócz spacerów jeszcze jakoś zadbać o kondycję. I okazuje się, że Maluszek jest świetnym hantelkiem:) Co prawda z początku fakt, że waży on już 10kg trochę mnie martwił, ale okazało się, że tak przywykliśmy do Jego wagi, że nawet ćwiczenia z Nim jako obciążeniem nie są wcale takie niemożliwe do wykonania. Do tego wszystkiego Maluszek zaczął też próbować nasladować nasze ruchy i dzięki temu nauczył się pokazywać jaki jest duży:) Wyciąga wtedy ręce do góry i cały się tak naciąga przy tym.
Wczoraj przy obiedzie dostał kawałek ogórka kiszonego. Trochę z braku laku (bo ziemniaki i ryba były jeszcze gorące i jedyną rzeczą w temperaturze pokojowej był ogórek), a trochę dla draki (myśleliśmy, że się skrzywi i wypluje). Jakież było nasze zdziwienie, kiedy Maluszek pochłonął cały kawałek ogórka, który dostał i przyszedł po jeszcze. A dzisiaj zajadał się kwaśną śmietaną i zrobionym na niej sosem koperkowym. Smakosz kwaśnego nam rośnie:)

poniedziałek, 25 maja 2015

Marchewkowy tort

W wiosennym wydaniu gazetki z pobliskiego sklepu był ciekawy przepis na tort marchewkowy. Jedynie wydawała mi się dziwna dość spora ilość oleju, którą należy wlać do ciasta, ale po konsultacjach z siostrą Męża, której dziełem popisowym jest ciasto marchewkowe, okazało się, że to wcale nie błąd. Torcik, mimo swojego niepozornego wyglądu wyszedł pyszny:)


Przepis:
450g startej marchwi
4 jajka
280g mąki
280g cukru trzcinowego
200ml oleju słonecznikowego
120g mielonych lub siekanych orzechów włoskich
3 łyżki miodu
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1 łyżeczka cynamonu
1 łyżeczka sody
1 łyżeczka mielonego imbiru (ja użyłam potarty świezy imbir)
szczypta gałki muszkatołowej
otarta skórka z pomarańczy (ja użyłam skórki z cytryny)

Przygotować sobie wszystkie produkty i poczekać chwilę żeby się ogrzały do temperatury pokojowej. Jajka z cukrem ubić na pianę. Do dużej miski wsypać wszystkie sypkie produkty (mąka, orzechy, przyprawy, proszek do pieczenia, sodę i skórkę pomarańczową), a następnie dodać tam ubite jajka i wymieszać (można mikserem na niskich obrotach). Dodać olej, miód i marchew i wyrobić ciasto. Przełożyć do tortownicy wyłożonej papierem do pieczenia i piec godzinę w temperaturze 175 stopni.

W międzyczasie przygotować krem:
250g jak najtłustszego gładkiego twarożku (np Philadelphia)
80g masła
śmietana kremówka
120g cukru pudru
kokos do posypania

Śmietanę ubić z cukrem i wmieszać do niej masło i twarożek. Po przestygnięciu tortu, przeciąć go na dwie lub trzy części, przełożyć kremem. Pozostałym kremem wysmarować tort z zewnątrz (mniej więcej jedna trzecia kremu schodzi na przełożenie, a dwie trzecie na wysmarowanie tortu) i posypać kokosem.

I gotowe! Smaczna i zdrowa przekąska do kawy.

sobota, 23 maja 2015

Wiosna na parapecie

W zeszłym roku na wiosnę kupiliśmy dwa amarylisy, żeby było wesoło i wiosennie na parapecie. Kwiaty przekwitły, liście zdziczały (wyrosły potwornie długie, tak że się nawet śmialiśmy, że to jakiś boa dusiciel) i jesienią po prostu Mąż obciął te liście, a cebulki zostały w doniczce z ziemią. I tak niepodlewane, przezimowały sobie na parapecie (dodać tutaj należy, że żadne z nas nie ma pojecia jak przezimować cebulki kwiatowe, ani czy da się z takowych coś jeszcze potem wyrosnąć). Jakiś tydzień temu robiliśmy porządki w doniczkach żeby sobie posiać bazylię i kolendrę, więc cebulki musiały ustąpić miejsca. Ale Mąż zauważył, że one są w środku ładnie zielone więc przyciął im korzenie (które po zimie zajmowały większą część doniczki) i wstawił je do miski z wodą. A oto rezultat:

Na razie ruszył tylko jeden, ale za to widać, że będzie kwitł:)
A tutaj jeszcze nasza bazylia:





I kolendra tez już zaczęła się podnosić:
Będzie zielono!



piątek, 22 maja 2015

Kompot

Ostatnim przebojem Maluszka są gotowane jabłka. Wtrzącha aż Mu się uszy trzęsą i to w każdej ilości. A my z Mężem korzystamy i pijemy sobie jabłkowy kompocik. Pycha. Na zmianę z rabarbarowym.

czwartek, 21 maja 2015

Smaki dzieciństwa

Naszło nas ostatnio na leniwe kluseczki. A że mieliśmy do zużycia twarożek, to od razu zrealizowaliśmy ten plan.
Przepis bardzo prosty:

  • 200 g sera białego twarogowego
  • 1 jajko
  • 1/2 szklanki mąki + dodatkowo do podsypania stolnicy
  • szczypta soli
Ser biały przecieram przez sito lub dokładnie rozgniatam praską do pure, mieszam z żółtkiem, mąką, solą i ubitą pianą z białka. Zagniatam miękkie i lepiące się nieco ciasto, wykładam na stolnicę podsypaną mąką, formuję wałek, i odcinam równe kawałki ciasta. Wrzucam do gotującej się i lekko osolonej wody. Gotuję chwilę, aż do wypłynięcia na wierzch.

A zaczerpnięty z tej strony.

Szczerze mówiąc mimo prostoty i łatwości przygotowania takich dań, które pamiętam z dzieciństwa zawsze mam trochę stresu, że coś wyjdzie inaczej i będzie nie tak dobre jak mama czy babcia robiła. W rezultacie obawy okazują się niesłuszne, bo nawet jak coś wychodzi inaczej, to wcale nie jest gorsze, tylko po prostu inne, lub takie bardziej "nasze".

wtorek, 19 maja 2015

Końcówki szparagów i zasmażka

Zasmakowaliśmy ostatnio w zupach z zasmażką. A wszystko przez.... końcówki szparagów, które nam zostały po obraniu szparagów do innego obiadu. Mąż wymyślił żebym zrobiła z tego zupę. Szperałam po internecie w poszukiwaniu przepisów, po przeczytaniu kilku, zmieszały mi się one w głowie ze sobą, dodałam nieco jeszcze od siebie i wyszła ciekawa zupa.

Końcówki szparagów podsmazyłam na maśle razem z drobno posiekana cebulką i pokrojonym w plastry ząbkiem czosnku. Po zrumienieniu zasypałam wszystko łyżką mąki, wymieszałam i potrzymałam jeszcze na palniku przez chwilę do lekkiego zrumienienia zasmażki. Równocześnie w garnku zrobiłam wywar z warzyw (prawdę mówiąc gotowałam po prostu warzywka dla Maluszka na obiad i wykorzystałam ten wywar). Do wywaru przerzuciłam zawartość patelni, doprawiłam solą i pieprzem do smaku i pogotowałam jeszcze 10 minut. Pod koniec gotowania dodałam posiekaną zieloną pietruszkę. I gotowe! Pyszna zupa zrobiona właściwie z "resztek".

czwartek, 14 maja 2015

Czeski handel

Wracając z targu przechodziliśmy dziś obok ciucholandu, gdzie na wystawie wisiała fantastyczna spódnica. Wchodzę i pytam w jakim rozmiarze jest ta spódnica na wystawie, bo chciałabym ją kupić, a sprzedawczyni mi na to, że wystawę to zrobiła aranżerka i ona nie wie i z wystawy nie sciągnie... Ręce mi opadły.

Drożdżóweczki

Jakiś czas temu natknęłam się na przepis na mini-drożdżówki wycięty z jakiejś, już nie pamietam nawet jakiej gazety. Oryginalnie były z kardamonem i cynamonem, ale mnie naszło na twarożek i postanowiłam zrobić je w wersji serowej.

Przepis wygląda następująco:
Na ciasto:
250ml mleka
25g drożdży
425g mąki
1 łyżeczka kardamonu (ja użyłam cynamonu)
szczypta soli
pół filiżanki cukru
75g roztopionego masła
Na nadzienie:
250g tłustego twarożku
1 cukier waniliowy
1 łyżka cukru
100g śmietany (ja użyłam kwaśnej 12%)

Ok. 100ml mleka podgrzać, pokruszyć do tego drożdże, wsypać po łyżce mąki i cukru, rozmieszać i odstawić na ok 15min żeby się zapieniły. Mąkę, cukier, sól, kardamon i pozostałe mleko wsypać do dużej miski, dolać miksturę drożdżową i zacząć wyrabiać. W trakcie wyrabiania po trochu dolewać rozpuszczone masło. Wyrobić gładkie ciasto i odstawić do wyrośnięcia.
Twarożek rozrobić z cukrami i śmietaną na jednolita masę.
Ciasto podzielić na dwie części. Każdą z części wywałkować na prostokąt, nałożyć masę twarożkową (można przed masą twarożkową posmarować ciasto jeszcze masełkiem, będzie aromatyczniej) i zawinąć na roladę. Gotowe rolady kroić na plastry grubości ok. 2cm, układać na blaszce wyłożonej papierem i piec ok. 15 mon w temperaturze 180 stopni.

wtorek, 12 maja 2015

Girlanda

Literkowa girlanda już na gotowo, wypchana i zaszyta. Bardzo mi się czcionka spodobała, będę musiała naszemu Maluszkowi też taką zrobić:)


niedziela, 10 maja 2015

Szukanie skarbów

Przy okazji wózkowych spacerków, żeby nie były one takie bezcelowe, postanowiłam wkręcić się we współczesne poszukiwanie skarbów. Zabawa nazywa się geocaching i polega na znajdowaniu pudełeczek ukrytych przez innych użytkowników i oznaczonych współrzednymi GPS w specjalnym programie. Po znalezieniu należy wpisać się na listę z datą znalezienia i już. Dzisiaj przeszliśmy się w okolicy naszego domu i znaleźliśmy ich aż 5:) Fajna zabawa, dzięki której spacery mogą zmienić się w ciekawą przygodę.
Tutaj link do oficjalnej strony zabawy.
I parę fotek z dzisiaj:




sobota, 9 maja 2015

Porządki czy sztuka?

Maluszek robił dziś porządek w najniższej szufladzie w kuchni i wyszła Mu taka oto instalacja. Ciekawe czy efekt był zamierzony ;-)

piątek, 8 maja 2015

Dzień Zwycięstwa

To, że Rosjanie czy Czesi świętują 8 maja jako Dzień Zwycięstwa to mnie nie dziwi, ale dlaczego Niemcy? Fakt, że suma sumarum Niemcy choć wojnę przegrali to tak naprawdę jak się okazało po latach, wcale nie było z nimi tak źle, a nawet całkiem dobrze. Ale żeby od razu świętować?
Za to cieszy mnie, że Polska zdecydowała się dołączyć do państw, które obchodzą ten dzień. Zawsze to o jedno pozytywne święto więcej, a nie tylko to ciągłe rozpamiętywanie naszych porażek i klęsk.

czwartek, 7 maja 2015

Rabarbar na piątkę

Krótko po pa-pa, Maluszek nauczył się przybijać piątkę. Zuch chłopak! Teraz ciągle wszystkim macha albo przybija piątkę:)
Już od jakiegoś czasu chciało nam się rabarbaru. I przedwczoraj idąc przez targ udało mi sie dorwać spory pęczek. Dzisiaj z Maluszkiem rządziliśmy w kuchni i gotowaliśmy z tego rabarbaru kompocik i piekliśmy ciacho. Mmmmm, ale teraz pachnie w całym domu:).
Przepis na kompot wzięłam stąd, tylko oczywiście ograniczyłam cukier (dałam 3 łyżki zamiast czterech na każdy litr wody).
A przepis na ciasto dostałam od Mamy Mojego Ślubnego:

Składniki na kruche ciasto:
*2,5 szklanki mąki pszennej (można dać krupczatkę)
*250 g masła lub margaryny, zimnego
*2 łyżeczki proszku do pieczenia
*3 łyżki cukru pudru
*5 żółtek
 

Masło pokroić w kostkę, szybko zagnieść z pozostałymi składnikami ciasta
(można również składniki zmiksować w malakserze). Jeśli ciasto będzie
zbyt sypkie, dodać 1 - 2 łyżki wody. Podzielić na 2 części - około 60% i
40%, każdą zawinąć w folię spożywczą, zamrozić. Tą czynność można
zrobić dzień wcześniej (ja robiłam tego samego dnia, ciasto siedziało w
lodówce około 1 godziny).
Blachę o wymiarach 33 x 20 cm (u mnie 24x34cm) wysmarować masłem,
wyłożyć papierem do pieczenia. Na spód zetrzeć na tarce większą część
ciasta (60%), lekko przyklepać dłonią i wyrównać. Podpiec na złoty kolor
w temperaturze 190ºC przez około 20 minut. Odstawić do całkowitego
wystudzenia.
 

Delikatna budyniowa pianka:
*5 białek
*1 szklanka drobnego cukru do wypieków
*1 opakowanie cukru wanilinowego (dałam 16g cukru waniliowego
domowego)
*2 opakowania budyniu waniliowego lub śmietankowego, bez cukru (2 x
40 g)
*1/2 szklanki oleju słonecznikowego
 

Ponadto:
*500 g rabarbaru
*cukier puder do oprószenia
 

Rabarbar umyć i pokroić na kawałeczki (można
wcześniej obrać, ale nie trzeba).
Kiedy podpieczony spód jest wystudzony, zacząć ubijać białka. Po ubiciu
na sztywno, powoli, łyżka po łyżce wsypywać drobny cukier i cukier
waniliowy, cały czas ubijając na najwyższych obrotach. Następnie powoli
wsypywać proszek budyniowy, cały czas miksując, by dobrze się rozpuścił.
Strużką wlewać olej, miksując do połączenia.
Na podpieczony, zimny spód ciasta wyłożyć ubitą pianę. Wyrównać i
układać rabarbar i truskawki. Owoce łopatką lekko wepchnąć w pianę. Na
wierzch zetrzeć resztę zamrożonego ciasta (40%).
Piec w temperaturze 190ºC przez około 30 - 40 minut. Wyjąć, przestudzić,
oprószyć cukrem pudrem (nie posypywałam).
Smacznego:)

piątek, 1 maja 2015

Kosmetyczka

Udało mi się w końcu wczoraj usiąść do girlandy z imieniem, którą obiecałam uszyć. A że długo nie siedziałam przy maszynie, postanowiłam na rozgrzewkę uszyć coś prostego i wyszła mi taka kosmetyczka na drobiazgi Maluszka, które zwykle walają się w jego torbie wózkowej i nigdy nie można ich szybko znaleźć i wygrzebać jak są potrzebne. Co prawda chciałam jeszcze zrobić jej przeszycia na dolnych rogach żeby nadać jej trochę pojemności, ale przypomniałam sobie o tym dopiero jak już przewróciłam ją na prawą stronę i zszyłam. Może w kolejnej uda mi się nie zapomnieć:)




A girlanda z imieniem oczekuje jeszcze na wypchanie i zaszycie i wygląda na razie tak:


Pa-pa

Wczoraj Maluszek nauczył się robić pa-pa. To znaczy ruch ręką miał już opanowany wcześniej, ale od wczoraj robi pa-pa faktycznie wtedy kiedy należy:) Wiem, że to takie niby nic, ale cieszy niezmiernie.

środa, 29 kwietnia 2015

Ważenie

Okazuje się, że zważenie dziecka jest wyzwaniem nie tylko dla rodziców, ale i dla pediatry. Odkąd nasz Maluszek potrafi stać nauczyliśmy się Go ważyć po prostu na wadze łazienkowej, stawiając Go na niej tak, żeby się nie miał czego złapać i żeby dociskał wagę całym swoim ciężarem. Metoda ta ma jedynie ten minus, że takie wagi łazienkowe nie są zbyt dokładne. Ale jak się dzisiaj okazało, ważenie dziecka u pediatry (przynajmniej naszego) potrafi być jeszcze mniej dokładne. Nasz pediatra do ważenia niemowlaków używa takiej wagi starego typu, gdzie dziecko należy położyć w takiej jakby rynience a lekarz lub siostra przesuwa ciężarki, żeby ustalić właściwą wagę dziecka. Tyle że ta waga jest dość niska i stoi na stole, a nasz Maluszek jest długi i nogi zwisają Mu na tyle, że opiera je na stole. I tak według pediatry nasz Maluszek waży 9,250kg, według mojej wagi łazienkowej - 9,900kg. I kto ma rację?

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Croissanty

Przypadkiem wpadł mi w oczy przepis na croissanty domowej roboty od początku do końca, włącznie z ciastem francuskim i w ten weekend udało mi się go wypróbować. Wyszło super. Spodziewałam się jakichś strasznych trudności przy robieniu ciasta francuskiego, a okazało się to naprawdę łatwe. Fakt, że jest to opcja mocno czasochłonna jak się robi własne ciasto, ale zupełnie nie jest trudna. A tutaj przepis według którego robiłam.

środa, 22 kwietnia 2015

Wspinaczka wysokogórska

Zaczęło się od niskiego stolika kawowego, zrobionego z europalety. A w tej chwili już i kanapa nie stanowi dla naszego Maluszka przeszkody. Po prostu nic prostszego niż wspiąć się na nią. Gorsza sprawa w drugą stronę... Jakoś jeszcze nie potrafi zapamiętać, że łatwiej zejść z podwyższenia tyłem. Ale przynajmniej ma na tyle oleju w głowie, że przodem nie próbuje schodzić, jeśli na dole nie ma poduszki:)

czwartek, 16 kwietnia 2015

Turban

Dzisiaj podczas kąpieli Maluszek się mnie śmiertelnie wystraszył bo... miałam na głowie turban. A wszystko dlatego, że musiałam się wykąpać zanim wykąpałam Maluszka i żeby mnie mokre włosy nie chłostały zimna woda po plecach zawinęłam je w ręcznikowy turban. A kiedy się nachyliłam po Maluszka to usłyszałam dziki wrzask, jakby Go ktoś ze skóry obdzierał. Nie wiem czy sobie wyobraził, że coś mi głowę zeżarło, czy po prostu nie dotarło do Niego, że ja to ja, a nie ktoś obcy. Nie wiem, ale więcej takich eksperymentów powtarzać nie będę.

środa, 15 kwietnia 2015

Czerwone espresso

Czerwone espresso jest czymś co odkryłam w pobliskiej kawiarni będąc jeszcze w ciąży. Jest to świetna alternatywa dla kawy, zwłaszcza dla kobiet ciężarnych i matek karmiących (ale nie tylko!). Jeśli ktoś lubi herbatę rooibos, będzie zachwycony. Genialny smak i przygotowana jak kawa (jako espresso, latte, capuccino, czy wiele innych) a pić ja można bezkarnie (a nawet z pożytkiem dla zdrowia) w sporych ilościach.

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Chodzik

Odkryliśmy przypadkiem, że najlepszym chodzikiem dla dziecka jest jeden ze sprzętów, krtóry właściwie każdy ma w domu. A mianowicie jest to odkurzacz:) Nasz Maluszek strasznie lubi chodzić za odkurzaczem kiedy on jest włączony i chodzę z nim po całym mieszkaniu, ale nawet jeśli jakieś dziecko boi się dźwięków wydawanych przez odkurzacz to myślę, że polubi używanie go jako chodzika kiedy nie jest włączony (nasz Maluszek też już opanował tą sztukę).

niedziela, 12 kwietnia 2015

Poducha z motywów

Nie przepadam za robieniem na szydełku z motywów, bo po pierwsze szybko mi sie takie motywy nudzą (szczególnie jesli są dość małe i potrzeba ich zrobić dużo, a po drugie, bo w każdym oddzielnym elemencie trzeba zakańczać nitkę, czego szczerze nie znoszę. Ale od czasu do czasu nachodzi mnie na coś zrobionego z motywów, bo te rzeczy są naprawdę śliczne i mimo nerwów w trakcie robienia efekt końcowy jest niesamowity.
Nareszcie udało mi się skończyć poduszkę, którą zaczęłam robić chyba z rok temu, ale robiłam co miesiąc z dwa kwadraty i odkładałam, bo nie mogłam zdzierżyć więcej.
Poduszka jest wykonana z czeskiego bawełnianego kordonka Snehurka szydełkiem numer 2. Pasuje na poduszkę o wymiarach 35x35cm (choć mi sie udało do niej wcisnąć poduszkę o wymiarach 40x40cm).
Wykonana według schematu z tej strony.





sobota, 11 kwietnia 2015

Poświątecznie

Po dwóch tygodniach spędzonych u Dziadków dom jest na nowo nowym miejscem z mnóstwem rzeczy do odkrywania. U Dziadków Maluszek nauczył się, że można się całkiem sprawnie przemieszczać po domu na dwóch nogach, pchając przed sobą taboret podklejony filcem. W domu spróbował tej sztuki z dużą piłką gimnastyczną, która z zasady jest mniej stabilna, więc miotało Nim jak podczas sztormu, ale dzielnie kroczył na przód tocząc przed sobą tą wielką kulę. A namawiany przez Tatę do podejścia zrobił dwa pierwsze zupełnie samodzielne, choc ciągle niesmiałe kroczki. Nie był chyba do końca świadom tego co robi, ale zobaczymy czy uda nam się tę sztukę jutro powtórzyć.

Urodziny Kuzyna

Kuzyn naszego Maluszka wczoraj skończył roczek. Ale była zabawa! Wszystkiego najlepszego Kuzynie! Obyś ciągle miał tyle energii do zabawy i psot oraz siły do rośnięcia wysoko:)

środa, 25 marca 2015

Zasypianie

Coś się ostatnio rozpuścił nasz Maluszek i stracił umiejętność samodzielnego zasypiania. W dodatku co raz częściej zaczął się wybudzać w nocy i krzykiem wzywać uwagi któregoś z rodziców. Poczytaliśmy w różnych źródłach i generalnie rada była jedna... żeby dziecko sie nauczyło samo zasypiać trzeba go po prostu zostawić w łóżeczku żeby zasnęło. Nieważne czy krzyczy, czy płacze ma samo zasnąć (łagodniejsze metody zalecały siedzenie obok łóżeczka i stopniowe oddalanie się od niego, lub też zaglądanie do dziecka co jakąś chwilkę i uspokajanie go ciepłym słowem). Obydwoje z mężem byliśmy przeciwni takiemu zostawieiu krzyczącego dziecka samemu sobie, nauczeni, że skoro dziecko krzyczy to czegoś potrzebuje (bo tak właśnie było kiedy Maluszek był młodszy). Jak już przez te nocne wybudzania zaczęłam wyglądać jak zombi, postanowiliśmy jednak spróbować tej metody z zaglądaniem do Maluszka w co raz dłuższych odstępach czasu. Musze przyznać, że podziałało. A do tego okazało sie, że jego krzyki to była czysta złość (brak łez). Pierwszej nocy pokrzyczał może z 20 minut, drugiej 10 a przy trzeciej to już krzyknął tylko kilka razy, żeby pokazać że jest niezadowolony, po czym zakopał sie pod kołdrę i zasnął. I juz od pierwszej nocy budzi mnie tylko raz na karmienie, a tak to przesypia do rana. Aha, równocześnie zastosowaliśmy się też do rady, że dziecko nie powinno zasypiać na piersi, tylko najeść się ok. godzinkę przed położeniem spać. Obie te rzeczy na raz spowodowały, że całą trójką lepiej się wysypiamy:)

poniedziałek, 23 marca 2015

Przedwielkanocne wybryki

W nastroju przedwielkanocnym udało mi się popełnić takie oto stworzonka:)
Kura na gnieździe robiona według tego schematu włóczką elian klasik i szydełkiem 3,5.
Pisanka według tego schematu włóczką elian nicky i szydełkiem 3,5.
Królicza "czapka" na jajko według tego tutorialu włóczką elian klasik i szydełkiem 3,5.



sobota, 21 marca 2015

Sezon spacerowy

Rozpoczęliśmy przygotowania do sezonu spacerowego. W czwartek 8km, w piątek - 12, a dziś 6. Jutro w planie też 8 jeśli pogoda pozwoli to nawet uda się pooglądać szybowce, bo wybieramy się na lotnisko:)
A nasz Maluszek już bardzo ładnie samodzielnie stoi. Lubi jak któreś z nas siedzi na podłodze blisko Niego, ale coraz odważniej się już puszcza wszelkich podpórek i dzielnie stoi sam.

środa, 18 marca 2015

Parauszek

Natknęliśmy się kilka dni temu na świetną bajuchę. Animacja tworzona przez nasze rodzime studio SE-MA-FOR. Bajka Parauszek i przyjaciele opowiada o kilku zwierzątkach, którym przytrafiają się różne przygody. Jest pięknie animowana (stara szkoła animacji poklatkowej z udziałem lalek), kolorowa, z wartościami edukacyjnymi i drobiazgowo zaprojektowanymi postaciami, genialnie udźwiękowiona i po prostu przyjemnie się ją ogląda. Nasz Maluszek patrzy jak zahipnotyzowany, a my z Nim:)
Kilka odcinków dostępnych jest na youtube o tutaj.
Oprócz tego jest prężnie działająca strona na facebooku i bogata strona internetowa www.parauszek.com.

Da-da-da-da-da i ma-ma-ma-ma-ma-ma

Jakoś tydzień temu Maluszek zaczął wyraźnie więcej gaworzyć. Wczoraj przez cały dzień wychodziło Mu da-da-da-da-da, a dzisiaj więcej było ma-ma-ma-ma-ma. Nie łudzimy się, że to już ma jakieś znaczenie, ale i tak miło słyszeć, że potrafi:) Przecież to prawie tata i mama.

wtorek, 17 marca 2015

Kartoflanka

Zawsze się wzbraniałam przed gotowaniem zup, bo myślałam, że to takie skomplikowane. A okazuje się, ze wcale nie:) Wyszła mi wczoraj świetna kartoflanka, którą dzisiaj jeszcze trochę zmodyfikowaliśmy i była jeszcze lepsza.

Zaczynałam od tego, że w garnku, w którym zamierzałam robić zupę, najpierw zeszkliłam na masełku cebulkę i podsmażyłam ziemniaki. Następnie zalałam to wodą i dołożyłam warzywa (3 marchewki, pietruszka, kawałek selera i pół kalarepy) pokrojone w kostkę. Przyprawiłam majerankiem i lubczykiem, i oczywiście solą. Gotowało się, aż warzywa zmiękły. Zjedliśmy ja wczoraj z kromą chleba posmarowaną grubo masłem. A dzisiaj potraktowaliśmy zupę blenderem i zrobiliśmy do niej grzaneczki z chleba tostowego (pokrojonego w kostkę podsmażonego na patelni na odrobinie oleju, oczywiście z czosnkiem). Podsmażyliśmy też odrobinę swojską kiełbaskę, prosto ze świniobicia, którą udało mi się dzisiaj kupić, pokrojoną w kosteczkę i dorzuciliśmy do tej zupy. Wyszło pysznie, talerze zostały wylizane do czysta:)

niedziela, 15 marca 2015

Ciepłe papki

W większości źródeł gdzie czytałam o przygotowywaniu posiłków dla Maluszka było napisane, że Maluszkom jest wszystko jedno, czy dostaną swoją papkę ciepłą, czy zimną. A otóż mojemu Maluszkowi wcale nie jest wszystko jedno. Jeśli kaszka, albo co gorsza obiadowa papka będzie zimna, to On jej nie tknie. Będzie się wiercił, odwracał głowę i pluł. A wystarczy trochę podgrzać i już zajada aż Mu się uszy trzęsą. Jako podręcznego podgrzewacza używamy takiej podstawki pod dzbanek z herbatą, pod którą zapala się świeczuszkę i trzyma temperaturę. Świetnie działa też na maluszkowe papki:)

Placki ziemniaczane

Smacznym pomysłem na urozmaicenie placków ziemniaczanych, a jednocześnie na zutylizowanie warzyw, które zostały z zupy, albo po prostu więdną w lodówce, jest dodanie tych warzyw do placków. Placuszki smażą się fantastycznie, jeśli dodamy trochę marchewki, to będą miały piękny złotawo-pomarańczowy kolor i będą po prostu pyszne:)

piątek, 13 marca 2015

poniedziałek, 9 marca 2015

Wiosenne porządki i mieszkanie przyjaźniejsze dziecku

Maluszek jest coraz bardziej ruchliwy i ciekawski, a nam się pomału znudziło powtarzanie co chwilę nie wolno!  i zostaw to!  i odciąganie Go od przeróżnych rzeczy, których nie powinien dotykać, gryźć czy wkładać do nosa. Przy okazji wiosennych porządków postanowiliśmy przearanżować mieszkanie, żeby takich miejsc, do których nie wolno, było jak najmniej. I udało się. Zostało nam właściwie tylko jedno takie miejsce, do którego nie powinien podpełzać i nic ruszać, ale już zamiast powtarzać  nie wolno 250 razy dziennie, teraz wystarcza jakieś 20 razy:) A poza tym może ruszać wszystko do czego sięgnie.

Masło orzechowe

Naszło nas na masło orzechowe. Jak się okazuje wcale nie jest trudno zrobić je w domu:) Na mały słoiczek wystarczy 230g obłupanych orzeszków ziemnych, 1 łyżeczka miodu, szczypta soli i 2-3 łyżeczki masła. Wszystko to wrzucamy do rozdrabniacza i rozcieramy na mniej lub bardziej gładką masę (w zależności od upodobań). Włączając w to obieranie orzeszków, całość trwa ok 30-40 minut.

niedziela, 8 marca 2015

Naleśniki z jagodami

Pogoda zrobiła się dzisiaj naprawdę wiosenna, a długi spacer w ciepłym słońcu nad wodą wyzwolił w nas apetyt na owoce. Z zeszłego lata mieliśmy jeszcze zachomikowany duży słój jagód i nadał się akurat na puszyste naleśniki robione pół na pół na mleku i piwie. Do tego ubita resztka śmietany, która została mi po ciastkach. Po prostu palce lizać!

Próbujesz tylko spać, lecz aby zasnąć musisz zgładzić świat...

Oj kiepska nocka za nami. I właściwie nie wiadomo dlaczego. Co dwie godziny pobudka na karmienie, ale to jeszcze da się wytrzymać, bo nasz Maluszek najada się bardzo szybko i właściwie po 10-15 minutach można wracać do przerwanego snu. Ale dzisiaj do tego jeszcze od 2 do 4 w nocy nie spał, a od 3 do 4 po prostu krzyczał, bo nie chciał spać, bo chciał się bawić. I co z tego że jest noc. A przez pół nocy chodził mi po głowie utwór zespołu Kariera pt. Dość. Ciekawe jak się dzisiaj wyśpimy:)

piątek, 6 marca 2015

Bezy

Jako, że po tiramisu zostały mi 4 białka, które nie bardzo było do czego zużyć, zrobiłam beziki. ubiłam te białka ze szczyptą soli i 100 gramami cukru, wycisnęłam z woreczka na blaszkę i i piekłam przez trochę ponad godzinę w 125 stopniach. Pyszności do kawy, oczywiście zbożowej ;)

czwartek, 5 marca 2015

Kolejne chińskopodobne podrygi

Tym razem na tapetę poszło mięsko. Schab został pokrojony na kotleciki i podsmażony na patelni w towarzystwie ananasowego chutneya (zrobionego z ananasa z puszki, imbiru, cebuli i czosnku oczywiście z przyprawami i octem) a to wszystko podane na cienkim zupnym makaronie.

Nie mogę powiedzieć, ze mnie kuchnia azjatycka powala na kolana, bo jednak są to bardzo intensywne smaki i codziennie bym chyba nie zdzierżyła tego typu potraw, ale od czasu do czasu świetnie jest czegoś takiego spróbować i zjeść ze smakiem.

Piłeczka z grzechotką

Z resztek wełny Elian nicky, szydełkiem numer 3,5 wyszła mi spod palców 8-centymetrowa piłeczka dla Maluszka. Ale żeby nie było nudno, to oprócz wypychacza włożyłam do niej plastikowy pojemniczek z jajka niespodzianki wypełniony drobnym makaronem. Piłeczka się kula i grzechocze zarazem, a Maluszek za nią podąża:)

Piłeczka jest bardzo prosta. Zaczynamy od zamkniętych w okrąg 6 półsłupków na magicznym kółeczku (albo najpierw robimy 2 oczka łańcuszka i półsłupki wkłuwamy w drugie oczko od szydełka) a następnie w każdym rzędzie symetrycznie dodajemy po 6 półsłupków (w drugim rzędzie podwajamy każdy półsłupek, w trzecim - co drugi, w czwartym - co trzeci itd.) aż dojdziemy do 60 półsłupków na obwodzie. Teraz przerabiamy kilkanaście (ja zrobiłam 7 i piłka jest trochę przypłaska) rzędów bez dodawania, a następnie odejmujemy półsłupki, symetrycznie przerabiając po dwa razem, tak żeby w każdym rzędzie ubyło 6 półsłupków, aż do momentu kiedy zostanie nam 6 półsłupków, przez które po prostu przeciągamy koniec nitki i zaciskamy. Aha, oczywiście po drodze piłeczkę trzeba "nadziać". Do nadziewania tego typu rzeczy można używać specjalnych wypełniaczy syntetycznych, które można kupić w niektórych pasmanteriach, ale świetnie też nadają się do tego celu stare rajstopy i podkolanówki (oczywiście wyprane!;-) )pocięte na małe kawałeczki (tak wypchane zabawki można z powodzeniem prać i szybko wysychają).
Mój Maluszek jest zachwycony i goni na czworaka za tą turlającą się grzechotką po całym mieszkaniu.

środa, 4 marca 2015

Nowy sport

Mój Maluszek wymyślił sobie nowy sport. Polega on na osiągnięciu jak większego współczynnika obsikań mamy do całkowitej ilości zmienionych przez mamę pieluch. W ciągu ostatnich 3 dni współczynnik ten niebezpiecznie zbliżył się do 50%.
A oprócz tego Maluszek wymyślił sobie, że wieczorem będzie zasypiał na czworaka. To znaczy głowa co prawda leży na poduszce, ale kolanka są podciągnięte pod brzuszek i jakby gotowe do startu. Można Go przekładać na boczek, ale i tak za chwilę sam się odwróci. No cóż, jak się bawić to się bawić!

wtorek, 3 marca 2015

Bananowy song

Ostatnimi czasy jako hit do zasypiania króluje u nas Bananowy song VOXu. Trzeba przyznać, że nasz Maluszek ma ciekawy gust:) Co prawda do zasypiania śpiewamy Mu to w połowę wolniejszym tempie, ale działa idealnie:)

Tiramisu i zupa pseudochińska

I znowu kulinarny wpis:)

Zrobiłam dziś Tiramisu i nieskromnie muszę przyznać, że jest to najlepsze tiramisu jakie kiedykolwiek jadłam. Robione było według tego przepisu, z tym, że ja nie mam warunków do zrobienia własnego mascarpone, więc użyłam kupnego, ale i tak wyszło pysznie.

Za to mój mąż ugotował dzisiaj zupę pseudochińską. Zaczęło się od bardzo powoli gotowanego rosołu z kury, w którym oprócz standardowych warzyw wylądowały jeszcze kalarepka, kilka pieczarek, parę liści kapusty pekińskiej, a pod koniec gotowania jeszcze grzybki shi ta ke. Do tego wszystkiego makaron chow mein (który zdaje się jest po prostu zwyczajnym cieniutkim makaronem zupnym) i zupa pseudochińska gotowa. Smakowała po prostu jak rosół trochę bogatszy w kilka dodatkowych smaków.

niedziela, 1 marca 2015

Przekąska do piwa

Pyszna i łatwa przekąska do piwa na filmowy wieczór.
-ciasto francuskie
-kiełbaska (może być śląska, mogą być frankfurterki czy parówki, wedle gustu i uznania)
-ser żółty (w kawałku)
-szpinak (ja używam mrożonego).

Kiełbaskę i ser kroimy na paski mniej więcej wielkości i kształtu frytek. Część sera trzemy na tarce, żeby był do posypania. Ciasto francuskie kroimy na prostokąty, które wielkością będą nam pasowały do "frytek" (mi zwykle wychodzi 12 kawałków). Każdy z prostokątów ciasta francuskiego bierzemy w palce, delikatnie rozciągamy i wkładamy po jednej kiełbaskowej i serowej frytce oraz trochę szpinaku i zalepiamy w kształt takiego grubego palucha. Układamy na blaszce, posypujemy potartym żółtym serem i wkładamy do piekarnika rozgrzanego na 200 stopni na około 15-20 minut.

sobota, 28 lutego 2015

Banalnie proste ciasto bardzo czekoladowe

Przypomniałam sobie wczoraj jedno z ciast, które kiedyś robiłam bardzo często, a które jest banalnie łatwe i dość szybkie, a więc idealne do zrobienia jak się ma małego brzdąca pałętającego się pod nogami.
Nad kąpielą wodną rozpuszczamy 250g gorzkiej czekolady oraz 180g masła. Odstawiamy do przestygnięcia. Najlepiej rozpuszczać czekoladę bardzo powoli, bo unikamy wtedy rozdzielenia tłuszczu czy utworzenia się grudek.
Cztery jajka ucieramy mikserem na najwyższych obrotach z 200 gramami brązowego cukru. Jajka najlepiej się ucierają jak są w temperaturze pokojowej, dlatego dobrze jest je wyjąć z lodówki na godzinę, może dwie przed przystąpieniem do dzieła. Ciągle mieszając mikserem, tyle że już na wolniejszych obrotach, dolewamy do jajek rozpuszczoną czekoladę. Następnie zmniejszamy obroty do minimum i stopniowo dodajemy 150g mąki, pół łyżeczki proszku do pieczenia oraz 250g dość grubo posiekanej mlecznej czekolady (ja kroję w taki sposób że każda kostka jest przekrojona na mniej więcej 4 kawałki). Przekładamy masę na blaszkę i pieczemy pół godziny w 180 stopniach.
Jest to odrobinę poprawiony jeden z przepisów ze Złotej księgi czekolady.

piątek, 27 lutego 2015

Czeska język - dziwna język

Jeślibym w Polsce powiedziała komuś, że jadłam czerstwy chleb z burakowym masłem i to wszystko jeszcze zagryzałam suchymi płodami to pewnie zapytano by mnie z którego domu wariatów uciekłam. Natomiast w Czechach jest to najzupełniej normalne! A no właśnie, po czesku czerstwy to świeży, buraki to fistaszki, a suche plody to bakalie. Ot jak się można nieźle zdziwić słuchając naszych południowych sąsiadów:)

Czerstwy chleb

Przypomniał mi się ostatnio stary dobry sposób na zużycie czerstwego chleba i wczoraj miałam okazję go wypróbować.
Wystarczy pokroić czerstwy chleb na niezbyt cienkie kromki, które następnie zanurzamy w rozbełtanym jajku i kładziemy na patelnię z rozgrzanym olejem. Na kromkach tworzy się dzięki temu coś w rodzaju ciasta (o dziwo nie jajecznicy), a sam chlebek nabiera nowej świeżości i nie jest taki gumiaty jak stary chleb być potrafi. Ja swoje kromeczki doprawiłam jeszcze wegetą, a podczas smażenia drugiej strony posypałam z wierzchu potartym żółtym serem i były po prostu pyszne.
Taki prosty trik na "odratowanie" czerstwego chleba:)

czwartek, 26 lutego 2015

Om Nom

A oto i bohater gry Cut the rope w szydełkowym wydaniu. Zrobiony bawełnianym kordonkiem snehurka i szydełkiem numer 1,5.

Robiony według tego schematu, z drobnymi kosmetycznymi zmianami:)

środa, 25 lutego 2015

Serdecznie

Wiem że walentynki już były, ale jakoś przez ten remont nie dodałam posta z szydełkowym serduchem. Już naprawiam to niedopatrzenie:)
Nitki to bawełniany kordonek snehurka, szydełko numer 1. Robione na podstawie tego tutorialu.


wtorek, 24 lutego 2015

Od remontu łazienki do budowy stadionu narodowego

Podobno najgorszym wrogiem taniego remontu jest sam inwestor. No cóż, jeszcze tydzień temu to stwierdzenie nie wydawało mi się prawdziwe... Bo przecież skoro masz jakiś konkretny budżet przeznaczony na remont, no to chyba nic prostszego niż się w nim zmieścić, szczególnie jeśli był założony na podstawie dość realnych obliczeń i to jeszcze z nadwyżkami. Ale jak się i tak już rozkopało całą łazienkę i przedpokój no to już wypada pewne rzeczy zrobić porządnie, żeby wystarczyły na lata i żeby znowu za dwa lata nie trzeba było czegoś rozgrzebywać. I tym sposobem mamy wymienione wszystkie piony w łazience, prysznic przerobiony na bezbrodzikowy, a jedną ścianę łatwiej było zburzyć i zbudować na nowo niż prostować... I tak marzenia o zmieszczeniu się w zaplanowanym budżecie poszły się paść. Ale za to łazienka będzie zrobiona na cacy:).

sobota, 14 lutego 2015

Sarma, zapieczony ser i brioszki

Zostaliśmy dziś zaproszeni do naszych macedońskich znajomych na obiad. Muszę przyznać, że bardzo lubię te kulinarne przygody z naszymi znajomymi z przeróżnych krajów. Tym razem zaczęliśmy od humusu i zapieczonego sera. Humus wywodzi się z krajów arabskich, ale jest dość popularny zarówno na bałkanach, jak i w Turcji. Jest to pasta robiona z ciecierzycy. Oprócz humusu na stole wylądował chleb (żeby było co tym humusem posmarować;-) ) i zapieczony ser, który podobno jest tradycyjnie macedoński. Rzecz bardzo prosta, po prostu różne rodzaje sera wrzucone do żaroodpornego naczynia i zapieczone. Głównie w środku był tzw. ser bałkański (nada się też feta) i twaróg, ale również kawałki różnych żółtych serów. Pycha! A jako danie główne została podana sarma. Jest to coś w rodzaju naszych gołąbków, tylko na bałkanach robi się to mniejsze i zawija się bądź w liście winorośli, bądź w kiszone liście kapusty (tak oni kiszą kapustę w całych główkach, a nie posiekaną, tak jak my). Dodatkowo te konkretne były w wersji wegetariańskiej i zamiast mięsa, ryżowi asystowały grzyby i soja, a zawinięte były w liście winne. Naprawdę fantastyczna alternatywa dla naszych gołąbków.
Przegryzkę do kawy przywieźliśmy my, a były to brioszki. Robiłam je po raz pierwszy, właściwie jako eksperyment, ale muszę przyznać, że wyszły fenomenalnie. Pięknie wyrosły, były ładnie napowietrzone, a włożona do nich czekolada się po prostu rozpłynęła. Korzystałam z tego przepisu i muszę go sobie zapamiętać z tą drobna zmianą, że moje ciasto "chciało" trochę więcej mąki niż przepis przewidywał, ale to dosypywałam już w trakcie wyrabiania. Brioszki świetnie się sprawdzą jako śniadaniowe bułeczki albo właśnie drożdżówki do kawy. Gorąco polecam:)

W ząbek czesany!

Ząbkujemy! Już po raz drugi (tzn. ząbek idzie trzeci, ale dwa pierwsze wyszły za jednym zamachem). Chyba spodziewałam się czegoś więcej.... Naprawdę jestem pozytywnie rozczarowana:) Właściwie obywa się hektolitrami śliny, trochę gorszym humorem wieczorami, trochę słabszym apetytem i jedną nieprzespaną nocą. W sumie bez tragedii:) Jakoś mam wrażenie, że za tym pierwszym razem było gorzej. Był bardziej zmierzły i to całymi dniami, a nie tylko wieczorami... Może teraz już wie o co chodzi, albo może to my trochę inaczej do tego podchodzimy. Swoja drogą trochę się naczekaliśmy na te kolejne ząbki, bo pierwsze dwa wyszły Maluszkowi jak miał 5 miesięcy, a teraz już ma siedem i dopiero idzie trzeci... Najwyraźniej, różnie to bywa:)

czwartek, 12 lutego 2015

Masaż

9 kilogramów szczęścia w postaci Maluszka, który do tego próbuje zaczynać chodzić to murowana udręka dla pleców mamy i taty.
Na urodziny dostałam karnet na serię masaży i w końcu wczoraj udało mi się dotrzeć na pierwszy. Mmmmm ale dzika przyjemność. Nie dość, że był to półgodzinny maksymalny relaks, bez myślenia o żadnych codziennych troskach, to jeszcze przyniósł ulgę dla kręgosłupa, a dodatkowo zostało pobudzone krążenie i teraz jest mi po prostu cieplutko. Gorąco polecam wszystkim umęczonym plecom i już nie mogę się doczekać następnej wizyty!

wtorek, 10 lutego 2015

Sówki




Sówki kolczyki z kolorowych kordonków (100% bawełna) szydełkiem nr 1. Robi się je błyskawicznie, a wzór jest bardzo prosty:
1 rząd: 2 oczka łańcuszka, 8 półsłupków w drugie oczko od szydełka, zamknąć w kółko oczkiem ścisłym,
2 rz.: *1 półsłupek w 1 półsłupek, 2 półsłupki w kolejny* powtórzyć 4 razy (otrzymujemy 12 półsłupków),
3 rz.: *1 półsłupek w 1 półsłupek, 1 półsłupek w 1 półsłupek, 2 półsłupki w kolejny* powtórzyć 4 razy (16 półsłupków),
4 rz.: *1 półsłupek w 1 półsłupek, 2 półsłupki w kolejny* powtórzyć 4 razy (24 półsłupki),
żeby zrobić uszka robimy 3 o. łańcuszka i dwa słupki w pierwszy półsłupek przy szydełku, jeden półsłupek w następny, dwa o. ścisłe w dwa kolejne półsłupki, półsłupek w następny i 3 słupki w kolejny. Oberwać nitkę zostawiając ją dłuższą, żeby potem zszyć przód i tył.
Takie detale robimy 4 w dowolnych wariantach kolorystycznych (w moim przypadku przody robiłam kolorowe a tyły jednobarwne).
Oczy (robimy 4 sztuki):
1 rz.: czarną nitką 2 oczka łańcuszka, 4 półsłupki w drugie oczko od szydełka, zamknąć w kółko oczkiem ścisłym
2 rz.: białą nitką po dwa półsłupki w każdy półsłupek poprzedniego rzędu.
Zakończyć, oberwać nitkę zostawiając ją dłuższą żeby przyszyć potem oczy do sowy.

Naszywamy oczy na część tułowia, która ma być przodem. Zszywamy tył z przodem, delikatnie wypychając sówkę, żeby nie była płaska. Doczepić ogniwka i bigle i gotowe!

niedziela, 8 lutego 2015

Pomaluj moje sny

Nareszcie! Już pomału nie mogłam patrzeć na ten szal. Niby nie jest długi bo ma rozmiar ok 40x160cm, ale jakoś tak mi się strasznie ciągnął. Wzór pochodzi z mojego ulubionego kompendium szydełkowo-drutowego 1000 splotów na drutach i szydełkiem autorstwa Grażyny Kowalskiej-Jarosz i Krystyny Kleeman-Krasuskiej. Włóczka Himalaya mercan batik i szydełko numer 5.




sobota, 7 lutego 2015

Zimowe mitenki

Leniwa sobota spędzona w domu zaowocowała soczyście pomarańczowymi mitenkami z resztek włóczki po czapce. Gruba włóczka Yetti marki Vlnap, druty numer 6. Wzoru nie ma, bo jakoś tak same mi się wypletły w rekach.



piątek, 6 lutego 2015

Eksperyment z zupą pieczarkową

Jakoś tak ostatnio chodziła za mną zupa pieczarkowa i w końcu dzisiaj zdecydowaliśmy się ją z mężem zrobić. Ale że chcieliśmy żeby była bardzo gęsta i śmietankowa postanowiliśmy poeksperymentować z dodaniem do niej sera. Na pierwszy ogień poszły dwa serki typu camembert i muszę przyznać, że to był strzał w dziesiątkę. W ostatecznym rozrachunku dodaliśmy też trochę sera z niebieską pleśnią, bo same camemberty były trochę zbyt mało wyraźne (żeby nie powiedzieć za słodkie).

1 średnia cebula
4 duże pieczarki
3 marchewki
1 pietruszka
dość spory kawałek selera
2 łyżki masła
1 gęsta śmietana
2 serki typu camembert (po 100g każdy)
opcjonalnie kawałek sera z niebieską pleśnią, lub innego wyrazistego w smaku
Zrobić wywar z marchewek, pietruszki i selera. W oddzielnym rondelku lub na głębokiej patelni podsmażyć lekko cebulę na maśle aż się zeszkli a następnie wrzucić do niej pieczarki i również podsmażyć. Jak pieczarki będą podsmażone wlać śmietanę i dodać camembert (dobrze jest obrać je z pleśniowej skórki, którą potem można spróbować również dodać, ale jakby się nie rozpuszczała, a niestety nie każda się rozpuści, to lepiej zjeść te skrawki po prostu na kanapkach:) ). W razie jeśli po dodaniu camemberta okazałoby się, że mikstura z pieczarek i sera jest zbyt słodka, to można pokusić się o dodanie innego sera, który będzie bardziej wyrazisty w smaku. Przerzucić zawartość rondelka lub patelni do garnka z wywarem, dokładnie wymieszać i doprawić do smaku.

czwartek, 5 lutego 2015

W oczekiwaniu na wiosnę



W oczekiwaniu na wiosnę udziergała mi się taka ni to chusta, ni to baktus. Robione z bawełnianych nitek Scarlet szydełkiem nr 4. Wielkość chusty wyszła jakieś 75x25cm.
Schemat można znaleźć tutaj.