wtorek, 2 września 2014

Karmienie

Z początku, muszę przyznać, nie jest to łatwe gdyż ani świeżo upieczona Mama ani Malutki po prostu nie wiedzą co i jak mają robić. I tutaj trzeba korzystać z pomocy sióstr w szpitalu - to one są po to aby pokazać jak to robić. Choćbyśmy się nie wiem jak głupio czuły, ze po raz enty idziemy do siostry bo znów nam coś nie wychodzi, one po to są. A naprawdę lepiej nauczyć się karmić dobrze w szpitalu, niż potem frustrować się w domu, że nie potrafimy nakarmić własnego dziecka.
Przez pierwsze 2-3 dni nie produkujemy jeszcze mleka właściwego, ale siarę, której Maleństwo nie potrzebuje zjeść wiele aby się najeść. Po pierwsze dlatego, że ma jeszcze zapasy z czasów kiedy było w brzuchu Mamy, a po drugie dlatego że siara jest bardzo sycącym pokarmem. Jednak nawet wtedy dobrze jest przystawiać Maleństwo do piersi jak najczęściej (co te 2-3 godziny) gdyż uczy się ono wtedy ssania, a ssanie piersi stymuluje organizm Mamy do produkcji mleka. Kiedy następuje zmiana pokarmu i przestajemy produkować siarę a zaczynamy produkować mleko, przychodzi taka fala mleka (jest to tzw. nawał pokarmu). Piersi są pełne i często ciekną (dobrze zaopatrzyć się wcześniej w wygodny stanik oraz wkładki laktacyjne, gdyż w tym momencie są one zbawieniem). Nie należy się tego bać, sytuacja normuje się po kilku dniach normalnego karmienia, gdyż produkcja mleka w naszym organizmie dostosowuje się do potrzeb naszego Maleństwa (im mniej zjada, tym mniej produkujemy i odwrotnie). Z początku w szpitalu mówią, że dziecko powinno ssać po pięć minut każdą pierś potem po 10. Z tym też bywa różnie, bo każda Mama jest inna i każde Maleństwo jest inne. W moim przypadku Malutki najadał się po 5 najwyżej 10 minutach ssania jednej piersi i drugiej po prostu już nie chciał (tak jest zresztą do dziś). Martwiło mnie to i bałam się że Malutki nie dojada, ale tutaj uspokoiła mnie pediatra. Jak byliśmy na kontroli tydzień po wyjściu ze szpitala, okazało się że Malutki przybrał 280g (gdzie normą jest przybieranie 120-200g tygodniowo). Pani doktor wytłumaczyła nam po prostu, że mamy wyjątkowe szczęście, bo po pierwsze ja mam dużo pokarmu a po drugie Malutki jest tak silny, że potrafi w te 5-10 minut wyssać tyle ile potrzebuje. Wiem, że zdarza się, że jedno karmienie trwa i 45 minut, na szczęście mi nie jest dane tego doświadczyć, ale wierzę że to też wcale nie jest takie straszne, bo karmienie tworzy niesamowitą więź między Mamą a Maleństwem ( a poza tym po pewnym czasie dochodzi się do takiej wprawy, że przynajmniej jedna rękę ma się wolną i na przykład można wtedy sobie poczytać książkę albo zaległą gazetę:) ).

Po porodzie

Nie wiem jak to jest w przypadku porodu drogami natury, gdyż u mnie skończyło się jednak na cięciu cesarskim (Malutki okazał się zbyt duży abym dała radę go urodzić). Zaraz następnego dnia przy moim łóżku pojawiła się rehabilitantka żeby mi pokazać jak wstawać z łóżka żeby nie zrobić sobie krzywdy i już od tego momentu miałam siadać, wstawać i chodzić. Z początku trochę mnie to zdziwiło, ale teraz wiem, że to dzięki temu tak szybko wróciłam do formy. Z drugiej strony jest to ważne także ze względu na bliznę - im wcześniej i więcej się zaczniemy ruszać tym bardziej elastyczna będzie blizna, tym szybciej potem skóra będzie się regenerować i nie powstaną żadne nieestetyczne stwardniałe zgrubienia.
Jeszcze przed porodem moja największą obawą było, że nie będę potrafiła zająć się Maleństwem i że Malutki będzie taki kruchy i drobny, że bardzo łatwo będzie zrobić Mu krzywdę. Nic bardziej mylnego:) Zgoda, że ja akurat miałam szczęście bo mój Malutki urodził się spory (4,3 kg) i być może łatwiej mi było przełamać mój strach, ale teraz też wiem, że noworodkowi wcale nie tak znów łatwo zrobić krzywdę. Tak naprawdę wystarczy zawsze pilnować aby podtrzymywać mu pupę i główkę aby nie poleciała do tyłu, a reszta przychodzi jakoś tak dość naturalnie, albo po prostu jest wyuczona poprzez dużą ilość powtórek każdego ruchu. W początkowym okresie Maleństwo bardzo dużo śpi i tak naprawdę opieka nad nim sprowadza się do zmiany pieluszki, nakarmienia i położenia spać (i w tym momencie mamy jakieś 2-3 godziny dla siebie:)). Z doświadczenia z moim Malutkim zrozumiałam, że noworodek nie płacze bez powodu. Jeśli płacze to:
-sprawdzamy pieluchę - jak jest pełna zmieniamy;
-sprawdzamy czy ma miękki brzuszek - jak jest twardy to masujemy;
-sprawdzamy czy aby nie jest głodny - jeśli jest to karmimy.
Mojemu Malutkiemu jeszcze zdarzyło się dwa razy zapłakać o to, że po prostu chciał się przytulić (wystarczyło wziąć go na ręce i natychmiast przestawał płakać i zasypiał dalej tak, że można go było odłożyć do łóżeczka). Między bajki można też włożyć nocne płakanie o jedzenie. Noworodek zanim zacznie płakać, że jest głodny najpierw zaczyna mlaskać, potem postękiwać i się wiercić i dopiero jeśli to nie obudzi mamy to zaczyna płakać. Możecie mi wierzyć, że mama obudzi się już przy mlaskaniu (ja nigdy nie miałam jakichś instynktów macierzyńskich, za to miałam sen tak twardy, że żadne hałasy nie były w stanie mnie obudzić, a odkąd pojawił się Malutki, śpię tak czujnie, że przebudzam się przy nawet najlżejszym szmerze z jego strony). Nie oznacza to tez wcale nieprzespanych nocy... zwykle po prostu przebudzimy się żeby sprawdzić co się dzieje i nakarmić Maleństwo po czym łatwo zaśniemy dalej. Mój Malutki ma już 9 tygodni i jak dotąd miałam problem tylko jednej nocy - po karmieniu o 2 nad ranem nie chciał z powrotem zasnąć, a nie pozwalał się odłożyć do łóżeczka, więc przez 3 godziny (do następnego karmienia) nosiłam Go, przytulałam i miziałam. Za to potem odespałam, zasypiając obok niego na kanapie podczas jego południowej drzemki.

Poród

Wyobrażenie o pakowaniu w panice, chaotycznym bieganiu po całym domu, pięciokrotnym zapominaniu torby i pędzeniu na złamany kark do szpitala możemy zostawić scenarzystom filmowym. Najczęściej, przynajmniej w przypadku pierwszego porodu, od momentu pierwszych skurczów do momentu pojawienia się maleństwa na świecie mija kilka godzin. Nie odważę się twierdzić, że szybsze porody się nie zdarzają, jednak jest ich naprawdę znikoma ilość.
W moim przypadku od pierwszych skurczów do narodzin Malutkiego minęło 20 godzin. I tutaj chcę obalić kolejny mit... to wcale nie było 20 godzin męczarni. Zdaję sobie sprawę, że odczuwanie bólu jest sprawą bardzo indywidualną, ale muszę powiedzieć, że w moim przypadku, większość miesiączek była bardziej bolesna niż skurcze porodowe. Naprawdę nieznośnie robi się dopiero jak przychodzą skurcze parte, ale wtedy też wie się, że to już finał i za kilka, najdalej kilkanaście minut będziemy trzymać w ramionach naszą Nagrodę. Myślę, że z taką perspektywą można przetrwać nawet najbardziej bolesne skurcze:). A do momentu parcia ból jest naprawdę znośny i do wytrzymania.
Dla mnie osobiście najlepszym środkiem przeciwbólowym była obecność mojego męża. To naprawdę niesamowite ile potrafi zdziałać kilka ciepłych słów od kogoś kogo kochamy i jego ciepła ręka położona na obolałym kręgosłupie.